Spośród wszystkich postaci zaludniających prozę Elizabeth Strout najbardziej znane są dwie – pisarka Lucy Barton oraz nauczycielka Olive Kitteridge. Pierwsza to bohaterka całego cyklu powieściowego rozpoczętego przez znakomicie przyjętą „Mam na imię Lucy” (2016), druga to tytułowa postać „Olive Kitteridge” (2008), za którą to książkę 69-letnia dziś Strout dostała Pulitzera i która stała się kanwą całkiem udanego miniserialu z Frances McDormand w roli Olive. Nie można jeszcze zapominać o innych ważnych postaciach z prozy Strout – prawnikach, braciach Jimie i Bobie Burgess, bohaterach „Braci Burgess” (2013).
Jak wygląda spotkanie bohaterów Strout?
Przypomnienie ich wszystkich jest dosyć istotne w kontekście najnowszej powieści Strout „Opowiedz mi wszystko”. Ci ludzie po prostu spotykają na kartach książki, każdy z nich na swój sposób jest jej bohaterem. Oprócz Jima Burgessa wszyscy są mieszkańcami miasteczka Crosby w stanie Maine, skądinąd rodzinnym stanie autorki. Strout już wcześniej „spotykała” swoich bohaterów, jednak teraz uczyniła to najbardziej otwarcie, z całkowitą premedytacją włożyła ten miks do jednej powieści. I jest to zabieg udany, pozbawiony sztuczności czy literackiego efekciarstwa.
Czytaj więcej
Tegoroczny festiwal wenecki stał się wielką paradą dojrzałych, znakomitych aktorów, którym czas n...
Trzeba oczywiście zapytać, po co Strout to zrobiła. Odpowiedź sygnalizuje już sam tytuł książki – dla opowieści i zapisów rozmów. Pod względem fabuły w „Opowiedz mi wszystko” dzieje się stosunkowo niewiele. Natomiast opowiadają i rozmawiają ze sobą wszyscy. „Uwielbiam rozmawiać” – przyznaje Lucy. Swoje opowieści ma 90-letnia Olive, właśnie Lucy czy podstarzały Bob. Ale jak się dobrze przyjrzeć, opowiada również sama Strout, nakładając jeszcze swoją opowieść (i bardzo zręcznie to sygnalizując) na opowieści swoich bohaterów.
Po co te ciągłe opowieści Elizabeth Strout?
O czym są te opowieści, te rozmowy? O rodzicach Olive. O koleżankach z młodości Lucy. O dawnych i bardziej współczesnych mieszkańcach Crosby. Czyli raczej nic specjalnego, mimo pojawiającego się od czasu do czasu ładunku dramatyzmu. Tylko jak te opowieści są opowiedziane… Każda z nich nadawałaby się na osobne opowiadanie i stworzyłby się z tego naprawdę przyzwoity zestaw. „O tym, że ludzie cierpią. Żyją, mają nadzieję, czasami nawet znajdują miłość i nadal cierpią. Wszyscy. Ci, którzy myślą, że nie cierpieli, okłamują samych siebie” – zauważa w pewnym momencie Olive. To dosyć ponura diagnoza, zresztą charakterystyczna dla jej osobowości. Lucy Barton ujmuje to inaczej, bardziej po pisarsku. Poprzez te opowieści jakoś są upamiętnione te wszystkie „nieodnotowane życia”, które przecież każdy z nas ma wokół siebie. Czyli mniej goryczy, więcej kronikarstwa.