Obcy w obcym mieście

Rozmowa z Henrykiem Skwarczyńskim

Publikacja: 29.02.2008 15:48

Obcy w obcym mieście

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Gdzie i kiedy odnalazł pan w sobie pewność, że będzie pisarzem?

Żyłem pod presją, że ojciec jest profesorem literatury. Studiując w latach 70. polonistykę w Warszawie, doszedłem do wniosku, że pisarz nie musi być wcale aż takim erudytą. Buntowałem się, mając przed oczyma obraz ojca, który zamykał się w pokoju ze stertą książek, odcinając się na długie godziny od świata. Mnie interesowało nocne buszowanie, dziewczyny, ciągnęło życie, nie książki. Rodzice dawali mi dużo swobody, ojciec twierdził, że jak mam się stać idiotą, to się i tak nim stanę. Byłem doktorantem w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, kiedy zacząłem pisać. Książka miała być groteską opisującą życie w kraju rządzonym przez PZPR. Nadałem jej tytuł „Pamiętnik szczelinowca”. Kiedy nie było mnie już w Polsce, w okresie „Solidarności”, jeden z przyjaciół złożył ją w Wydawnictwie Łódzkim. Mieszkając w Kalifornii, dowiedziałem się od pracującego w Hoover Institution Macieja Siekierskiego, że ma się ona ukazać w 10 tysiącach egzemplarzy! Wiadomość jak z Marsa. Później doszło do mnie, że nakład oddany został na przemiał. Ktoś wykradł ostemplowany przez cenzurę egzemplarz i mi przesłał. Unikat na miarę epoki.

Temat podróżowania pojawia się we wszystkich pana książkach. Czy to siła sprawcza pisania?

Joseph Campbell pisał o rycerzach Okrągłego Stołu, że wyruszali na poszukiwanie świętego Graala osobno. Każdy na własną rękę! Starożytni Grecy wcześniej odkryli pojęcie wolności opartej na świecie jednostki, a nie na kołchozie. Do sedna moich podróży dotarł Mieczysław Orski, pisząc, że ruszam w drogę z fenomenem siebie jako pisarza usiłującego zdefiniować charakter swego losu. Uświadomił mi coś, z czego nie zdawałem sobie do końca sprawy. Podróż więc to bardziej kontekst rozumienia siebie niż sama siła sprawcza.

Które miejsca są dla pana szczególnie ważne? Interesująco pisał pan o kondycji pisarza przy okazji pobytu na japońskiej wyspie Miyajima...

Dobrze się czuję, gdy jestem obcy w obcym mieście. Może to być Montevideo, Mombasa czy Lima. Moje życie nikogo tam nie obchodzi. Tak jak nie obchodzi tłumu w Sao Paulo, że istnieje literatura w języku polskim. Lubię wyprawiać się w afrykańskie bezdroża – czy jest to Kenia, Kongo czy żegluga po Nilu – bo wtedy widzę, kim jestem, kim jesteśmy wszyscy. Bardzo pouczająca była wyprawa do Indii. Do położonego nad Gangesem miasta Veranesi niektórzy pielgrzymi przybywają, by umrzeć. Za niewielką opłatą równą jednemu dolarowi ich ciała gorzeją na specjalnych rusztach. Wszędzie walają się ludzkie kości. Żyjący dokonują ablucji, a w rzece jest taka widzialność, że krokodyle zderzają się o siebie łbami. Kiedy wstaje słońce, można zrozumieć, czym jest chwila. Dniem? Miesiącem? Rokiem? Zbieramy w sobie takie obrazy. Fotki. Potem niekiedy je odkurzamy. Miyajima to niejedyne miejsce, gdzie to weryfikowałem.

Książki-wyspy. Na pewno były takie.

Steinbeck powiedział, że każda kolejna książka powinna być próbą sił. Wierzę w to, choć mam wrażenie, że niektórzy z piszących powielają nieustannie jeden i ten sam pomysł. Zresztą czasami nieźle to wychodzi. Taki Sándor Márai: „Wyznania patrycjusza” to fragment większej całości, opisu jego antykomunizmu rozumianego jako obrona wartości cywilizacji zachodniej. Zapisał to życiem zakończonym samobójstwem w San Diego. Albo Borges, jego poszukiwania i konstrukcje. Skryte symbole. Po śmierci Camusa też coś się skończyło, a mam wrażenie, że zaczęło w języku hiszpańskim. Dla mnie wyspą jest niewątpliwie książka „Ja, Najwyższy” niedawno zmarłego paragwajskiego pisarza Augusto Roa Bastosa.

Chicago, w którym pan mieszka, nazwał pan sercem Ameryki. Jak to rozumieć?

Gdy spojrzymy na mapę Ameryki Północnej i wyobrazimy sobie, że jest to klatka piersiowa, Chicago to miejsce, gdzie jest serce. Przyjechałem tu przed ćwierćwieczem jako turysta i wszystko wydawało mi się obce. Znałem już Nowy Jork i Wirginię. Próbowałem osiąść w Honolulu, „miejscu-nigdzie”, i w Fairbanks na Alasce – tam poczułem, co znaczy zima – gdzie mieszkała Antonia Lloyd-Jones, tłumaczka mojej „Uczty głupców”. Ostatecznie, pod wpływem żony, zacząłem odkrywać Chicago. Mieszkali tu jej rodzice, uchodźcy ze zdławionej przez Stalina Litwy. Miasto to jest mozaiką kultur, ras i wyznań, jak San Francisco, Nowy Orlean czy Miami. Ale sercem Ameryki jest Chicago. Życie w kraju o tak rozwiniętej technologii z pewnością pozytywnie wpływa na życie codzienne. Dobrze się tu jednak czuję przede wszystkim ze względu na ludzi. Takich choćby jak Keith Botsford, niezwykła, bajecznie kolorowa postać. Swego czasu wraz z Saulem Bellowem założył „News from the Republic of Letters”, świetne pismo, w którym czuć przestrzeń literatury, nie tylko zresztą amerykańskiej. W Polsce podobne ambicje ma „Wyspa” Marka Ławrynowicza. Keith przekonał mnie, że muszę pisać po polsku, bo mój angielski byłby tym samym co łacina dla pisarzy z Rzeczypospolitej szlacheckiej.

Wspomniał pan „Ucztę głupców”, która właśnie ukazała się w Polsce. Jest to rodzaj powieści szkatułkowej. Jedna opowieść prowadzi do kolejnej, a ta drąży jeszcze inną.

Festiwal głupoty, jaki sprawia nam współczesny świat, wymusił inne napisanie „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Nie mogła to być w żadnym wypadku prowadząca donikąd katarynka postmodernizmu. Dlatego w mojej książce narracja, w miarę rozwoju fabuły, przybiera formę klasyczną. Anegdoty opowiadane przez trójkę biesiadujących łgarzy – Polaka, Żyda i Irlandczyka – mają przełożenie w ich postępowaniu. Posłowie do powieści napisał Włodzimierz Krysiński, poeta i koneser literatury światowej wykładający w Montrealu, który swego czasu zgłosił kandydaturę Gustawa Herlinga-Grudzińskiego do Nagrody Nobla. A współczesna głupota? Moim zdaniem na ulicy spotykają się dwa światy. Należący do pierwszego czytają Czechowa, wybredniejsi Erazma czy Elzenberga. Pozostali czerpią wiedzę o świecie z telewizji, która stanowi rodzaj Delf dla tych, którzy przeszli nie do końca udaną trepanację czaszki.

(Henryk Skwar), mieszkający od lat w Stanach Zjednoczonych pisarz pochodzący z Polski. Jego proza w języku angielskim ukazuje się w pismach w Ameryce, Europie i Afryce. W kraju wydał m.in. autobiograficzną książkę „Z różą i księżycem w herbie” (2004) oraz powieści „Słomiane morze” (2002) i „Uczta głupców” (2008). Za najważniejszą wiadomość w życiu uważa tytuł z „International Herald Tribune” z 30 sierpnia 1991 r.: „Soviet Union is »No Longer«”. Mieszka z żoną, Egl? Juodvalke, poetką litewską urodzoną w Ameryce, na przedmieściach Chicago, w La Grange.

Rz: Gdzie i kiedy odnalazł pan w sobie pewność, że będzie pisarzem?

Żyłem pod presją, że ojciec jest profesorem literatury. Studiując w latach 70. polonistykę w Warszawie, doszedłem do wniosku, że pisarz nie musi być wcale aż takim erudytą. Buntowałem się, mając przed oczyma obraz ojca, który zamykał się w pokoju ze stertą książek, odcinając się na długie godziny od świata. Mnie interesowało nocne buszowanie, dziewczyny, ciągnęło życie, nie książki. Rodzice dawali mi dużo swobody, ojciec twierdził, że jak mam się stać idiotą, to się i tak nim stanę. Byłem doktorantem w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, kiedy zacząłem pisać. Książka miała być groteską opisującą życie w kraju rządzonym przez PZPR. Nadałem jej tytuł „Pamiętnik szczelinowca”. Kiedy nie było mnie już w Polsce, w okresie „Solidarności”, jeden z przyjaciół złożył ją w Wydawnictwie Łódzkim. Mieszkając w Kalifornii, dowiedziałem się od pracującego w Hoover Institution Macieja Siekierskiego, że ma się ona ukazać w 10 tysiącach egzemplarzy! Wiadomość jak z Marsa. Później doszło do mnie, że nakład oddany został na przemiał. Ktoś wykradł ostemplowany przez cenzurę egzemplarz i mi przesłał. Unikat na miarę epoki.

Pozostało 81% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski