Apokalipsa według Jana Lebensteina

Szyfr Lebensteina” – świetny tytuł ma ten album; tytuł zaczerpnięty z poprzedzającego reprodukcje obrazów i rysunków eseju Marka Nowakowskiego o życiu i sztuce zmarłego w 1999 roku artysty: wiecznie poszukującego, indywidualnego, osobnego. Niesłychanie polskiego

Publikacja: 06.03.2010 14:00

Baranek z nagrobka Jana Lebensteina na Starych Powązkach, znany z witraża „Apokalipsa” z sali spotka

Baranek z nagrobka Jana Lebensteina na Starych Powązkach, znany z witraża „Apokalipsa” z sali spotkań Centrum Dialogu ojców pallotynów przy rue Surcouf w Paryżu. „Ascetyczny w wyrazie – pisze o nim Marek Nowakowski. – Przycupnięty. Łagodny i wyrozumiały. Bardzo czytelny”.

Foto: IPN

„Panowało błędne przekonanie wśród wielu egzegetów jego twórczości, jakoby był artystą pogrążonym w mrokach swej ciemnej wyobraźni, wizjonerem oderwanym od realności. Twardo stąpał po ziemi” – twierdzi Marek Nowakowski i absolutnie ma rację, o czym przekonują pomieszczone w albumie ilustracje. Nie tylko karykatury polityczne, bezpośrednio odnoszące się do m.in. Marca ,68, agresji państw-członków Układu Warszawskiego na Czechosłowację, inwazji sowieckiej na Afganistan, stanu wojennego w Polsce, pacyfikacji Wujka i rządów generała Jaruzelskiego. Także świetne ilustracje do „Księgi Hioba”, do „Folwarku zwierzęcego” Orwella, opowiadań swego przyjaciela Gustawa Herlinga-Grudzińskiego publikowanych w „Plusie Minusie”, rysunki sarmackie.

Artysta wychował się w Brześciu. „Polska na swoich wschodnich rubieżach. Mocne to było paliwo dla wyobraźni. Miał co rysować – czytamy w »Szyfrze Lebensteina«. – A potem nastąpiła Apokalipsa”. Będzie go inspirowała przez całe życie, i ta rozpoczęta we wrześniu 1939 roku, i tamta będąca wizją św. Jana. Podąży zatem Jan Lebenstein tropami największych: Michała Anioła, Dürera, Boscha. I tych bliższych nam w czasie: Celnika Rousseau czy Kandinsky’ego. Rysował Michała Archanioła strącającego wojska szatańskie, stworzył cały cykl gwaszów i rysunków do przekładu „Apokalipsy” Czesława Miłosza, a wreszcie spod jego ręki wyjdzie wyjątkowy witraż w kaplicy ojców pallotynów w Paryżu.

Miał 29 lat, gdy w 1959 r. po otrzymaniu Grand Prix na Międzynarodowym Biennale Malarstwa Młodych wyjechał po odbiór nagrody do Paryża, by już tam pozostać. Jak mówił, dusił się „w PRL-owskim zapaszku”, męczyła go pokraczność wszystkiego, poza tym – co najważniejsze i co Nowakowski bardzo wyraźnie akcentuje – „nie wierzył w żadną ludzką postać komunizmu”. A w Paryżu... Mówił w wywiadzie: „Miałem tam więcej okazji do poznania tych, którzy stanowią istotny człon w polskiej kulturze, niż gdybym był w Warszawie”. On sam stał się jedną z centralnych postaci „polskiego Paryża”. Zadecydowały o tym związki z „Kulturą” i przyjaźń z Józefem Czapskim, ale nie tylko. Nie da się ukryć, że po znakomitym początku, zachwytach krytyki, prezentacji obrazów w najważniejszych galeriach Lebenstein przestał interesować zachodnich marszandów, ludzi wpływowych, intelektualistów.

Dlaczego tak się stało? „Ja nie lubię tych maszerujących kolumn – wyznawał artysta. – Te maszerujące kolumny awangardy, awangardy czerwonej, brunatnej czy awangardy maoistowskiej są identyczne. Dlatego miałem później trudności w Paryżu, bo nie lubiłem kolumny maoistowskiej. Ale w Paryżu wtedy trzeba było być w tłumie z awangardą”. A Lebenstein mówił w oczy lewakom, co o nich myśli, nie krył się z tym, że uważa komunizm za system zbrodniczy, a marksizm za intelektualnego potworka, by w końcu – jak pisał Miłosz – „najbardziej wpływowego krytyka paryskiego zrzucić ze schodów”.

Wydany przez IPN (jako część projektu „Rok kultury niezależnej”) album otwierają rysunki 14-letniego Janka Lebensteina. Jacyś ludzie przemykają między drzewami, partyzanci, żołnierze, potyczki. Taki był jego świat. 22 września 1939 r. widział wspólną defiladę zwycięskich armii, to w Brześciu podali sobie dłonie żołnierze Wehrmachtu i bojcy Armii Czerwonej, pieczętując tym uściskiem kolejny rozbiór Polski. W 1944 r. hitlerowcy aresztowali i stracili ojca Janka – Pawła Lebensteina, członka Armii Krajowej. Rodzinę powiadomiono jedynie o śmierci, gdzie po pochowano, nie wiadomo. Za rok sytuacja miała się powtórzyć. Starszy brat Janka, Józef, został zastrzelony przez bezpiekę na stacji linii kolejowej z Warszawy do Otwocka. „Prawdopodobnie brał udział w słynnej akcji uwolnienia z obozu w Rembertowie akowców, którzy oczekiwali na wywózkę do syberyjskich łagrów – pisze Nowakowski. – Matka bezskutecznie próbowała dowiedzieć się o okolicznościach śmierci syna. Miejsce pochówku Józefa Lebensteina nie zostało nigdy odnalezione. Trauma, która towarzyszyła przez całe życie Janowi Lebensteinowi. Szła za nim wszędzie”.

[i]„Szyfr Lebensteina. Polska w XX wieku. Śladami rysunków Jana Lebensteina”. Instytut Pamięci Narodowej, Komisja Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu, Warszawa 2010[/i]

„Panowało błędne przekonanie wśród wielu egzegetów jego twórczości, jakoby był artystą pogrążonym w mrokach swej ciemnej wyobraźni, wizjonerem oderwanym od realności. Twardo stąpał po ziemi” – twierdzi Marek Nowakowski i absolutnie ma rację, o czym przekonują pomieszczone w albumie ilustracje. Nie tylko karykatury polityczne, bezpośrednio odnoszące się do m.in. Marca ,68, agresji państw-członków Układu Warszawskiego na Czechosłowację, inwazji sowieckiej na Afganistan, stanu wojennego w Polsce, pacyfikacji Wujka i rządów generała Jaruzelskiego. Także świetne ilustracje do „Księgi Hioba”, do „Folwarku zwierzęcego” Orwella, opowiadań swego przyjaciela Gustawa Herlinga-Grudzińskiego publikowanych w „Plusie Minusie”, rysunki sarmackie.

Pozostało 84% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski