Reklama
Rozwiń

Zbrodnie po polsku

Morderstwo w starych dekoracjach to recepta na sukces i ucieczka od tematów współczesnych

Publikacja: 15.03.2010 19:09

Marek Krajewski podczas wrocławskiej promocji „Festung Breslau”, kolejnej książki o detektywie Mocku

Marek Krajewski podczas wrocławskiej promocji „Festung Breslau”, kolejnej książki o detektywie Mocku. Sierpień 2006 r.

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Hawalej Grzegorz Hawalej

Nasze powieści kryminalne zastąpią wkrótce podręczniki historii. Od chwili sukcesu Marka Krajewskiego najlepiej "nosi się" retro. Na wyprawę do c.k. Krakowa zdecydował się Krzysztof Maćkowski. O II Rzeczypospolitej piszą Artur Górski, Marcin Wroński, Małgorzata i Michał Kuźmińscy oraz Jacek Rębacz.

[wyimek][link=http://www.rp.pl/artykul/9131,447404_Zbrodnia_w_starych_dekoracjach.html]Zobacz tv.rp.pl[/link][/wyimek]

– Historia i obyczaj interesują mnie znacznie bardziej niż sama intryga – przyznaje Konrad T. Lewandowski, który powołał do życia komisarza międzywojennej Policji Państwowej Jerzego Drwęckiego. – Zawsze lubiłem historię, kryminały zaś zacząłem pisać, bo żadnej prozy się nie boję.

Takie dostałem zamówienie od wrocławskiego wydawcy, gdy jego główny autor (Marek Krajewski – red.) odszedł do konkurencji. – O czasach wielkiego kryzysu więcej dowiedziałem się z kryminałów niż z prac naukowych – wyjaśnia Irek Grin, autor, wydawca i miłośnik literatury detektywistycznej. – Powieści te pokazały, jak trudna i skomplikowana była sytuacja ludzi, ich tragedie i ograniczenia.

Książki z tego nurtu to sprawnie napisane czytadła, w których hobbyści znajdą wiele interesujących dla siebie informacji.

[srodtytul]Gorszy rodzaj pisarzy [/srodtytul]

Nieco bardziej sceptycznie patrzy na sprawę Wojciech Burszta, profesor antropologii kultury w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. – Nawet nasi najzdolniejsi autorzy kryminałów uważają się za pisarzy gorszego autoramentu – wyjaśnia. – Dlatego decydują się na unik, sytuując akcję w czasach zaborów lub w międzywojniu. Wychodzą z założenia, że stylowe dekoracje przydadzą ich opowieściom szlachetności. W istocie zaś oferują produkt "kryminałopodobny". Pozostaje kwestia zebrania materiałów oraz kompetencji.

– Bez porównania łatwiej zbadać historyczne realia i odtworzyć detale dawnego świata, niż zrobić porządny research, dzięki któremu dowiadujemy się, jak wygląda nowoczesne śledztwo – twierdzi prof. Burszta. – Podziękowania, jakie szanujący się autorzy z Zachodu zamieszczają na początku powieści, dają pojęcie o ich profesjonalizmie. Wiele miesięcy spędzają, poznając pracę policji, od detektywów począwszy, na ekspertach kryminalistyki skończywszy. Oprócz tego studiują najnowszą literaturę fachową, by zdobyć wiedzę o osiągnięciach nauki. Nasi autorzy nie zadają sobie tego trudu. Może brak im zacięcia.

Potwierdza to podinspektor Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji: – Nie przypominam sobie, by jakiś pisarz zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc. Regularnie robią to filmowcy, twórcy seriali.

Początkującym autorom radzi: – Sporo można się dowiedzieć z dostępnych podręczników, a na podstawowe pytania może odpowiedzieć każdy policjant. Nie ma bowiem zakazu udzielania takich informacji.

[srodtytul]Bez kontekstu [/srodtytul]

Polscy twórcy nie wstydzą się już wprawdzie sygnować książek nazwiskiem, ale nie wierzą, że kryminał może zostać uznany za dzieło pełnowartościowe.

– A przecież pisarze skandynawscy udowodnili, że za pomocą powieści kryminalnych można przekazać istotną wiedzę o społeczeństwie – twierdzi Burszta. – Ich książki mówią wiele o współczesnej obyczajowości, poczuciu zagrożenia ze strony obcych, rozpadzie więzi rodzinnych. Polacy nie chcą iść tą drogą. Nie zamierzają dotknąć współczesności. Chwalebnym wyjątkiem jest Tomasz Konatkowski.

Zdaniem Grina wielu naszych autorów usprawiedliwia się, że w ich książkach może istotnie szwankuje intryga, ale za to oferują "coś więcej". Tylko to "coś" zwykle sprowadza się do psychologicznych uproszczeń, sztucznego języka i opisów wewnętrznych rozterek detektywa.

Filip Modrzejewski, prowadzący w WAB tzw. ciemną serię, niezupełnie się zgadza z tą opinią: – Dla mnie ciekawe jest, jak sam gatunek bywa wykorzystywany, modyfikowany, parodiowany, parafrazowany – choćby przez Marcina Świetlickiego, Edwarda Pasewicza, Olgę Tokarczuk czy trio Grzegorzewska, Grin, Świetlicki – podkreśla. – Wychodzą z tego nieraz powieści środowiskowe, takie jak "Orchidea" czy "Śmierć w darkroomie".

– Tyle że w efekcie nie otrzymujemy rzetelnych kryminałów – uważa Burszta. – Na autorów z prawdziwego zdarzenia przyjdzie jeszcze poczekać.

A Filip Modrzejewski dodaje: – Żałuję, że nie ma u nas powieści opartych na autentycznych wydarzeniach. Nie brak ich na Zachodzie, tam bowiem wielu autorów uważa, że życie faktycznie pisze najciekawsze scenariusze. Mieliśmy "Wampira" z Zagłębia, "Skorpiona", Grupę Trojanki. Niczego nie trzeba wymyślać.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora [mail=b.marzec@rp.pl]b.marzec@rp.pl[/mail]

Literatura
„Bałtyk", czyli kogo „obsmarował" w „Czarodziejskiej Górze" Tomasz Mann
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Literatura
„Bałtyk” Tora Eysteina Øveråsa: tajemnice twórców bałtyckiego kręgu
Literatura
„Świat zagubiony”czyli Polska Ludowa przenosi się w kosmos
Literatura
„Czarodziej śmierci” – nowy kryminał Katarzyny Bondy jak „Breaking Bad” po polsku
Literatura
Jakub Małecki ujawnia szczegóły nowej powieści – „Fabuła wynika z intymności”