Herling pyta o długowieczność

Ostatnia książka wielkiego pisarza. Można ją potraktować jako historię narodzin włoskiego faszyzmu, ale i ponadczasową przypowieść o zmęczeniu długim życiem

Aktualizacja: 30.10.2007 07:33 Publikacja: 29.10.2007 20:38

Gustaw Herling-Grudziński

Gustaw Herling-Grudziński

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Nad tym tekstem znakomity pisarz pracował pod koniec życia. Miał jeszcze dodać zakończenie i wygładzić całość. Planował, że uczyni to latem 2000 r. W kilka dni po tym, jak zwierzył się z tych zamiarów historykowi literatury Włodzimierzowi Boleckiemu, zmarł w szpitalu.

Opowiadanie, zapisane w trzech zeszytach, odnalazły w Neapolu jego żona Lidia Croce z córką Martą Herling. Prozaik najpierw sporządzałrękopis, potem przepisywał go na maszynie, wprowadzając liczne i często daleko idące zmiany, wreszcie dokonywał korekt w maszynopisie. Choć "Wiek biblijny i śmierć" pozostawił w manuskrypcie, spadkobierczynie zdecydowały się na publikację. Dzięki tej książce nie tylko dowiadujemy się o sprawach, jakie zaprzątały uwagę pisarza u schyłku jego dni, ale także odnotowujemy, że w opowiadanie wplatał sprawy osobiste, np. chorobę nowotworową.

Po motto sięgnął do pierwszej Księgi Mojżeszowej: "Gdy Jerod miałsto sześćdziesiąt dwa lata, zrodził Henocha. A po urodzeniu Henocha Jerod żył osiemset lat i zrodził synów i córki. Jerod przeżył ogółem dziewięćset sześćdziesiąt dwa lata i umarł". Słowa te dopełnia wers Odysei: "Dopóki nas nie zakryje swym czarnym obłokiem śmierć".

Herling zabiera czytelnika do środkowych Włoch, do Abruzji, gdzie pradawny zwyczaj nakazuje nazwać dom sędziwego człowieka nie inaczej jak Casa di Matusa, dom Matuzalema.

W archiwum miejskim Sulmony pisarz wraz z żoną natrafia na historię urodzonego na początku XIX stulecia Bartolomeo Spady, dobrego rolnika i męża sześciu żon. Człowiek ten, wysoki, muskularny i kościsty, cierpiał na priapizm, czyli chorobę objawiającą się bolesną sztywnością członka. Sparaliżowało to jego płodność, ale też do późnej starości przyciągało kobiety.

Spady długo nie imał się czas – doczekał zakończenia pierwszej wojny światowej. Trudno orzec, ile miał lat – z pewnością sto kilkadziesiąt – bo Herling co i rusz zmienia zdanie. Wiadomo natomiast, że sąsiedzi darzyli go respektem, choć było w tym coś z bojaźni. Kiedy wydawało się, że siły natury zwyciężą i tlące się w starcu życie zgaśnie, do władzy doszli faszyści. Wtedy w Spadę wstąpił nowy duch. Stał się maskotką czarnych koszul. Fotografowano go, wożono na partyjne wiece i tytułowano "camerata centanario", stuletnim kamratem. "Istniała również jego fotografia z Mussolinim, obaj stali naprzeciw siebie z rękami podniesionymi w faszystowskim pozdrowieniu – zapisał Herling. – Nie wiedział prawdopodobnie, na czym faszyzm polegał, ale sprawiało mu przyjemność i imponowało zainteresowanie jego osobą". Spadę z pewnością wyniesiono by na cokoły, gdyby ktoś nie ujawnił pochodzenia starca. Obiekt kultu faszystów okazał się półkrwi Żydem.

Niestety, tego wątku Herling nie zdążył rozwinąć. Otrzymujemy tylko informację, że za Spadą ujął się Duce, mówiąc: "Ja decyduję, kto jest, a kto nie jest przedmiotem ustaw rasowych".

Możemy się też domyślać, że historia kończy się źle, bowiem pisarz narrator odnajduje w 1999 r. zarastającą chwastami posiadłość długowiecznego. Sąsiedzi zagadnięci o Spadę milkną, a okolica przypomina "czarny cmentarz przeszłości".

Jak zauważa Bolecki, autor posłowia, Herling splótł ze sobą bardzo różne wątki: motywy biblijne i antyczne, historię narodzin faszyzmu i prześladowań Żydów, wreszcie cierpienia starości. Dla mnie najważniejsze są jednak refleksje zawarte na początku noweli. Prozaik zauważa tam, że starotestamentowy Stwórca obdarzał niektórych długowiecznością. Była to forma nagrody. Ale w Biblii można też znaleźć delikatne aluzje na temat zmęczenia takim podarunkiem. Współbrzmią z uwagą teścia pisarza, filozofa Beneddetta Crocego: "Straszne byłoby, gdyby człowiek nie mógł w ogóle umrzeć". Czym wtedy byłoby życie? Herling przywołał też monolog filozofa: "Kiedy ostatnio przyjaciele kierują do mnie pytanie, jak się miewam, odpowiadam słowami, które poeta Salvatore di Giacomo usłyszał z ust starego księcia Maddaloni, wygrzewającego się na słońcu: Non lo vedi? Sto morendo (Nie widzisz? Umieram)". Te sprawy zaprzątały Herlinga w dniach, które okazały się ostatnimi.

Urodzony w rodzinie zasymilowanych Żydów, studiował filologię polską na UW. W 1940 r. aresztowany przez NKWD. Więzień łagru w Jercewie. Żołnierz armii Andersa. Publicysta paryskiej "Kultury". Wydał m.in. "Inny świat", "Skrzydła ołtarza" oraz "Wieżę i inne opowiadania". b.m.

Krzysztof Andrzejczak, amerykanista, literaturoznawca

Utwory, jakie ukazały się po śmierci autorów, podzieliłbym na dwa typy. Pierwszy to powieści niedokończone z powodu zbyt ambitnych zamiarów pisarzy, którzy często tworzyli dzieła zbyt obszerne lub zbyt wiele ich wersji, a potem nie potrafili zrealizować swych zamierzeń. Przykładem jest angielski pisarz Geoffrey Chaucer, autor "Opowieści kanterberyjskich", który zaplanował 120 opowieści w wykonaniu 30 narratorów. Zrealizował tylko część swego zamysłu. Podobnie Hemingway – jego pośmiertne życie literackie było bogate i trwało kilka dziesięcioleci. Za przyzwoleniem ostatniej żony, choć wbrew woli pisarza, ukazywały się niedokończone, brutalnie skracane, dla wielu bardzo interesujące powieści. Widać w nich, że szukał nowych środków wyrazu. Ujawniał skrywane dawniej pokłady doświadczeń i wrażliwości, które pozwalają sądzić, że w istocie nie był takim macho, na jakiego pozował.

Drugi typ to dzieła nieukończone z powodu nagłej śmierci autorów. W rękopisie zaledwie zarysowanej powieści Alberta Camusa znaleziono zdanie: "Książka powinna być nieukończona". Camusowi chodziło prawdopodobnie o to, że proza powinna być, jak życie, nieprzewidywalna. Ale los nadał temu tragiczne znaczenie – manuskrypt znaleziono w aucie, w którym Camus zginął. Jego żona wydała powieść kilkadziesiąt lat później, tytułując ją "Pierwszy człowiek".

b.m.

Nad tym tekstem znakomity pisarz pracował pod koniec życia. Miał jeszcze dodać zakończenie i wygładzić całość. Planował, że uczyni to latem 2000 r. W kilka dni po tym, jak zwierzył się z tych zamiarów historykowi literatury Włodzimierzowi Boleckiemu, zmarł w szpitalu.

Opowiadanie, zapisane w trzech zeszytach, odnalazły w Neapolu jego żona Lidia Croce z córką Martą Herling. Prozaik najpierw sporządzałrękopis, potem przepisywał go na maszynie, wprowadzając liczne i często daleko idące zmiany, wreszcie dokonywał korekt w maszynopisie. Choć "Wiek biblijny i śmierć" pozostawił w manuskrypcie, spadkobierczynie zdecydowały się na publikację. Dzięki tej książce nie tylko dowiadujemy się o sprawach, jakie zaprzątały uwagę pisarza u schyłku jego dni, ale także odnotowujemy, że w opowiadanie wplatał sprawy osobiste, np. chorobę nowotworową.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego
Literatura
Percival Everett „dopisał się” do książki Marka Twaina i zdobył Nagrodę Pullitzera