Wojciech Albiński od 30 lat żyje na Czarnym Lądzie, od kilku portretuje go w opowiadaniach. Pisać zaczął, gdy uznał, że rozumie Afrykańczyków. Wcześniej z nimi mieszkał, pracował, znosił upał. Jego proza dowodzi, że mechanizmy władzy wszędzie działają podobnie, że niezmienna pozostaje ludzka wiara w poświęcenie, które zostanie dostrzeżone przez Boga.Tom „Lidia z Kamerunu” poprzedza motto z Josepha Conrada: „W roku 1886, gdy miałem dziewięć lat, zwykłem był wpatrywać się w mapę Afryki i dotykać palcem białych plam oznaczających niezbadane jeszcze tajemnice kontynentu. I powtarzałem sobie z wielką pewnością i wiarą: »kiedy dorosnę, znajdę się w tych miejscach«”. Książka zawiera kilka starych opowiadań (m.in. te, które zekranizuje Krzysztof Krauze) i dwa nowe.
„Czekając na Rosjan” Albiński oparł na faktach. Historia wydarzyła się w połowie XIX wieku w Kafarii Brytyjskiej. Walczący z kolonialistami tubylcy z plemienia Xhoza uwierzyli w przepowiednię głoszącą, że jeśli pod nóż poślą swe bydło, zła passa odmieni się na zawsze. Choć długo opierali się silniejszemu przeciwnikowi, wykorzystując ukształtowanie terenu, to potem postawili wszystko na jedną kartę.
W opowiadaniu tytułowym Albiński pokazuje triumf i upadek afrykańskiego dyktatora. Gdy doszedł do władzy, zmieniono flagę. Jeden z projektantów chciał umieścić na niej wizerunek głowy państwa. Dyktator sprzeciwił się: „Prezydenci przemijają, a flaga zostaje”. Zdanie to wpisano do podręczników.
Albiński potwierdza, że potrafi ukazać kulisy władzy. Ciekawi go zwłaszcza chwila kryzysu. Buduje wartkie dialogi, znakomicie posługując się niedomówieniem. Opowiadanie otwiera okrzyk: „Ojciec oszalał!”. „Co zrobił? Wypowiedział wojnę?” – dopytuje się żona dyktatora. „Dużo gorzej! Już nie chce być dłużej prezydentem!”.