RZ: W finale „Wojny futbolowej” pani ojciec przywołał fragment powieści „Moby Dick”, który jest metaforą jego reporterskiej wędrówki dookoła świata. „Wszelako dokądże wiedzie taka podróż? Wiedzie ona przez niezliczone niebezpieczeństwa właśnie do tego samego punktu, z któregośmy wyruszyli; tam, gdzie ci, których w bezpieczności pozostawiliśmy za sobą, byli i tak przez cały czas, pierwsi przed nami”. Jak zapamiętała pani powroty ojca z takich wypraw?
Rene Maisner: Widzę taką scenę: mam dziesięć lat, mama chodzi po mieszkaniu, trzyma w ręku list i płacze. Tata przebywał wówczas w Afryce Wschodniej, gdzie zapadł na malarię. Wyniknęły komplikacje i mógł umrzeć. Mama wyjechała, by się nim zaopiekować, a ja zostałam z babcią. Minął rok. Któregoś dnia wieczorem wybrałam się do koleżanki, a tu nagle przychodzi po mnie mama. Powiedziała: „Wróciliśmy”. Pobiegłam do domu, tata mocno mnie przytulił. Zawsze tak robił – ściskał mnie mocno i długo. Był człowiekiem, który okazywał uczucia, ale nie potrafił o nich mówić. Słuchał cierpliwie, ciekawiło go, co ma do powiedzenia człowiek spotkany gdzieś na końcu świata, ale sam raczej milczał. Podobnie traktował mnie. Po powrocie do domu poświęcał dwa dni, by dowiedzieć się, jak wygląda moje życie. Potem pochłaniała go praca: spotkania, rozmowy, pisanie. Ojciec poważnie traktował swoją rolę – człowieka, który porzuca wspólnotę i rusza w podróż, by poznać i przybliżyć pobratymcom inne kultury. Godził się płacić za to cenę – bo rozstając się na jakiś czas z krajem, rozstawał się też z rodziną.
Chce pani powiedzieć, że ojciec nie zawsze był blisko wtedy, gdy go pani potrzebowała?
Z lat dziecięcych pamiętam, że spotkania z nim były zwykle nieoczekiwane. Kiedy się pojawiał, cieszyłam się, że znów będzie z nami. Ale z drugiej strony nie potrafiłam okazać żalu z powodu rozłąki. Po prostu zbyt długo przebywał na innej półkuli. Tata rozumiał to i starał się wynagrodzić stracony czas. Gdy miałam kilka lat, przywoził mi lalki. Dziesięć lat później obdarowywał upominkami i ubraniami szytymi przez ludowych artystów z Meksyku czy Peru. To były czasy dzieci kwiatów i takie rzeczy stawały się modne. Zresztą, podobnie noszę się do dziś.
Czy opowiadał pani o świecie, który widział?