Blisko 400 milionów sprzedanych książek, 4,5 miliarda dolarów zarobionych w salach kinowych (wszystkie pięć zekranizowanych dotąd części znajduje się wśród 20 najbardziej kasowych filmów wszech czasów) plus ogromne, choć trudne do oszacowania, wpływy z produkcji gadżetów i gier komputerowych. Kto zastąpi najbardziej dochodową postać w historii popkultury? Eragon, Temeraire, Artemis Fowl, Lyra czy może żadne z nich? Trwa poszukiwanie bohatera, który zastąpi cały cykl.
Harry Potter odejdzie. Jeszcze nie teraz, bo właśnie ukazało się polskie tłumaczenie siódmej części przygód młodego czarodzieja pt. „Harry Potter i Insygnia Śmierci”, a oprócz tego czekamy na ekranizacje dwóch ostatnich tomów sagi. Jednak kontynuacja jest właściwie wykluczona, bo choć bohater nie umiera, w epilogu dowiadujemy się, że po 19 latach od zakończenia akcji jest szczęśliwym mężem i ojcem trojga dzieci, a przecież przykładny rodzic nie może być idolem najmłodszych. Poza tym autorka powieści stała się najbogatszą kobietą w show-biznesie, jej majątek przewyższa fortunę królowej Elżbiety II. Nie musi już zarabiać pisaniem, jeśli nie ma ochoty, a najwyraźniej nie ma.
Wydawcy i Hollywood od kilku już lat szukają następcy małego czarodzieja, bo cykl o jego przygodach był przez dłuższy czas kołem zamachowym branży księgarskiej i show-biznesu. Dzięki Rowling okazało się nie tylko, że młody odbiorca stanowi największe źródło pieniędzy, co było wiadomo już od 1982 roku i Spielberga. Zaprzeczyła ona również powszechnie panującej opinii, że dzieci w dobie Internetu przestały czytać. Należy jedynie trafić w ich potrzeby, dać im to, o czym pisał Bruno Bettelheim w książce „Cudowne i pożyteczne”: możliwość identyfikacji z młodym bohaterem, który ukazuje się mądrzejszy od dorosłych.
Sukces cyklu o Potterze sprawił, że Hollywood uwierzyło w magię, to znaczy zabrało się za ekranizowanie klasycznych powieści fantasy. Najpierw gigantyczny sukces odniósł „Władca Pierścieni” według J. R. R. Tolkiena, wyreżyserowany przez Petera Jacksona, później sięgnięto po „Opowieści z Narnii” C. S. Lewisa (w maju 2008 roku w Stanach Zjednoczonych premiera „Księcia Kaspiana”, drugiej części cyklu). Szybko jednak zabrakło klasyki do adaptowania i rynek, rządzący się uniwersalnym w popkulturze prawem sequela, musi szukać nowych bohaterów w nowej literaturze. Od początku wieku bohaterów fantasy produkuje się niemal w skali masowej, najwyraźniej w oczekiwaniu, że w którymś przypadku sprawdzi się prawo sequela mówiące, że najlepiej zarabia się na kontynuacjach. Druga część dzieła, które odniosło sukces, przebija zazwyczaj pod względem marketingowym pierwszą i tak samo jest z następnymi, dopóki publiczność się nie znudzi. Najczęściej sequele przyciągają bowiem zarówno tych, którzy oglądali części wcześniejsze, jak i tych, którzy o nich słyszeli. Nie bez znaczenia jest też fakt, że w przypadku kontynuacji nie trzeba wydawać wielkich pieniędzy na promocję bohatera i tytułu, bo są już powszechnie znane. Tak było np. z filmowym „Władcą Pierścieni” i Harrym Potterem, każda kolejna część tych cykli zarabia więcej od poprzedniej. Niestety, prawo sequela sprawdza się jedynie wobec tego samego bohatera. A skoro wiadomo, że mały czarodziej nie powróci, wydawcy na całym świecie oraz przemysł filmowy nie ustają w poszukiwaniu cyklu dla dzieci, który mógłby przejąć publiczność zafascynowaną książkami Rowling.
W ostatnich latach ogromny sukces odniosły dwie serie fantasy – „Mroczne materie” Philipa Pullmana i „Dziedzictwo” Christophera Paoliniego. Adaptacje obu trafiły też do sal kinowych, ale nie odniosły sukcesu. Choć trylogię Pullmana do momentu ekranizacji sprzedano w ponad 14 milionach egzemplarzy (należy więc doliczyć kilka milionów, od kiedy pod koniec 2007 roku pojawił się „Złoty kompas” Weitza, m.in. z Nicole Kidman oraz Danielem Craigiem i Evą Green, czyli parą z ostatniego Bonda), film będący adaptacją jej pierwszej części zarobił na razie niewiele ponad wydane na produkcję 180 mln dolarów. Pullmanowi nie pomógł nawet skandal związany z protestami amerykańskich organizacji katolickich oskarżających jego cykl o antykościelną propagandę.