Rz: Projektuje pan plakaty, albumy fotograficzne, tomy literackie, zbiory poezji. I nagle – Napoleon. Dlaczego?
Lech Majewski: Bo ja nie odmawiam. Nie wybieram tematów, uważam, że każdy jest ciekawym wyzwaniem.
A ten spodobał mi się z kilku względów: kawał naszej historii, której dokumentacja jest mało znana. Nadzwyczaj barwny epizod, przy tym niezwykły, bo Napoleon nigdy nie spędził aż tak dużo czasu – 200 dni – poza Francją. Poza tym przekonała mnie paczka kart pocztowych, z którymi pojawili się u mnie Andrzej Nieuważny i Krzysztof Ostrowski, współautorzy pracy „200 dni Napoleona. Od Pułtuska do Tylży 1806 – 1807”.
Tak ciekawy był to materiał?
Nieprawdopodobny! Pokazał, jak niebywałym specem od piaru był Napoleon. Przecież już za jego życia wychodziły rysowane podobizny, reprodukcje portretów, wzniosłe apele, całkowicie wyimaginowane sceny bitewne, później zresztą chętnie inscenizowane, z czego mamy w książce zdjęcia. A potem te wszystkie pamiątki: guziki, wstążki, medaliki, filiżanki z herbem, talerzyki z konterfektem księcia Pepiego czy jego skokiem do Elstery…