Jak dokumenty znalazły się w sejfie w Zurychu? Franz Kafka, jeden z najbardziej tajemniczych pisarzy XX stulecia, zmarł w 1924 r. Tuż przed śmiercią polecił przyjacielowi i koledze po piórze, Maxowi Brodowi, by spalił rękopisy niepublikowanych książek, m.in. „Procesu”, „Ameryki” i „Zamku”. Nie chciał, aby ktokolwiek przeczytał te dzieła. Brod odmówił i w 1939 r. wywiózł manuskrypty oraz listy za granicę.
W Izraelu, gdzie się osiedlił, przekazał je swej sekretarce i kochance Esther Hoffe. Kobieta zmarła w 2007 r. w wieku... 101 lat. Swe archiwum pozostawiła w spadku dwóm córkom. Nie całe jednak. Rękopis „Procesu” sprzedała wiele lat temu. W 1987 r. wypłynął on na aukcji i osiągnął cenę 1 mln funtów.
Nie wiadomo, kto powierzył manuskrypty bankowi w Zurychu. Mógł to uczynić Brod, pani Hoffe lub jej córki. Jakkolwiek było, miało to miejsce w czasie ostatniego półwiecza.
Niedawno siostry (obie są już po 70.) podjęły próbę sprzedaży części dokumentów. Rozpoczęła się trwająca do dziś batalia prawna z państwem Izrael. Władze tego kraju utrzymują, że ponieważ Kafka był Żydem, mają prawo do jego spuścizny. Siostry odpowiadają, że rękopisy są ich prawowitym dziedzictwem i mogą dysponować nim jak chcą. Spór trwa a zainteresowani kupnem papierów ustawiają się w kolejce. Jako pierwsi zgłosili się Niemcy.
W poniedziałek, 19. lipca, sąd w Tel Awiwie nakazał otwarcie czterech skrytek w banku szwajcarskim. Ich zawartość zbada i skataloguje specjalista od twórczości Franza Kafki. Raport ma zostać przekazany sędziemu.