Szkocki pisarz, historyk i krytyk literacki wybiera odległe od Delhi rejony Indii, do których wyczarterowanym boeingiem przemysł turystyczny raczej nie dotrze. Zbiór reportaży „Dziewięć żywotów. Na tropie świętości we współczesnych Indiach" nie jest wyłącznie o tym, jak osiągnąć mokszę (całkowity stan jedności z Bogiem i uwolnienie się z ego). Nie brakuje tutaj bowiem kontekstów społecznych i historycznych.
Hari Das stwierdził w pewnym momencie, że tacy reformatorzy jak Marks czy Ambedkar – przywódca polityczny dalitów – „w istocie próbują jedynie wprowadzić w życie nauki, które dał nam wielki bóg Siwa". Wychowany w nędzy Das jest dalitą właśnie, a więc jest „poza piramidą kastową", wciąż obecną w Indiach. Das nie mógł liczyć na rozmowę z reprezentantem kasty braminów, dla którego budował studnię. Nie może także liczyć na to, że obiad od zleceniodawcy zostanie mu podany na talerzu. Otrzyma jedzenie na liściach platanu. Jednak jest taki moment, w którym względy kastowe tracą znaczenie. Hari Das, oprócz tego, że buduje studnie i pracuje w weekendy jako strażnik więzienny, staje się czasem bogiem. Przez dwa miesiące w roku jest artystą w spektaklu, jakim jest obrzęd tejjam – taniec opętania. Gdy powietrze drży od rytmu bębnów, ozdobiony makijażem i umalowany żółtą farbą z kurkumy na policzkach Das rozpoczyna swój taniec. Wpada w trans. Ten sam bramin, dla którego budował potem studnię, podczas widowiska płacze i dotyka jego stóp, prosząc o błogosławieństwo.
Kolejny bohater – stary Tybetańczyk Taszi Passang – opowiada nie tylko o rygorystycznym szkoleniu, przez jakie musi przejść prawdziwy buddyjski mnich. Mimo tego, że Passang wiedział o tym, iż przemoc nie jest istotą dharmy (nauki Buddy), podczas chińskiej inwazji na Tybet zerwał śluby. Po dramatycznych przejściach zaciągnął się do tybetańskiej jednostki armii indyjskiej, by po odbyciu szkolenia znaleźć się w Tybecie i odzyskać kraj. Niestety, sprawa Tybetu nie była dla rządzących najważniejsza. W roku 1971 Passang razem z braćmi został wysłany na wojnę, w wyniku której Bangladesz stał się samodzielnym państwem. Pokonanie armii pakistańskiej było dla Indii sukcesem. Dla Passanga stało się jednak porażką. „Musiałem strzelać do innych mężczyzn i zabijać ich, gdy uciekali w rozpaczy". Wciąż marzy, by wrócić do Tybetu i tam umrzeć. W roku 1995 ponownie został mnichem. „Dziewięć żywotów..." to niezwykła mozaika emocji. Po czytelniczej nirwanie przychodzi czas na bardziej brutalne olśnienia. Podczas lektury reportażu o świętej prostytutce, która wprowadziła w zawód swoje dwie córki, nie ominie nas ciemna strona całej opowieści, czyli AIDS oraz takie zwroty jak: „Byłam towarem używanym" lub „Mam szczęście, ponieważ nie straciłam urody i zarobiłam sporo pieniędzy". W innym, równie gorącym reportażu przeczytamy o konflikcie pomiędzy wyznawcami sufizmu a talibami.
Barwne i brutalne zarazem reportaże Williama Dalrymple'a skłaniają niewątpliwie do refleksji nad tym, czym jest poświęcenie dla boga, religii i jakie są jego granice. W jakim stopniu praktyka religijna może diagnozować społeczne zaburzenia i przemiany? Dużo pytań i jeszcze więcej konsekwencji wynikających z odpowiedzi na nie. No cóż, taki karman.
* * * * *
William Dalrymple,
„Dziewięć żywotów. Na tropie świętości we współczesnych Indiach",
tłum. Saba Litwińska,
wyd. Czarne, 320 s.