Od czasu, gdy pojawili się w filmie dokumentalnym Pawła Pawlikowskiego z 1992 r., obaj bohaterowie obrali różne kariery. Po zakończeniu wojny w byłej Jugosławii Karadžić został oskarżony o zbrodnie wojenne i przez lata ukrywał się, praktykując medycynę alternatywną. Wygłaszał pogadanki dla setek słuchaczy na temat amuletów i bioenergii, zanim nie znalazł się przed międzynarodowym trybunałem, na którego wyrok oczekuje do dziś. A Limonow? Co z nim się wydarzyło? I jak to w ogóle się stało, że enfant terrible radzieckiej literatury, ulubieniec paryskiej lewicowej młodzieży w latach 80., który miał zwyczaj przechadzać się po Manhattanie na kilkunastocentymetrowym obcasie i w koszuli z żabotem, który w skandalizującej autobiografii z pasją zdawał sprawę ze swoich homoseksualnych awantur, stanął obok serbskiego nacjonalisty Radovana Karadžicia i słuchał, jak ten opowiada o serbskim losie?
Na początek rozczarowanie
Na pierwszych stronach książki Emmanuel Carrere przyznaje się do konsternacji i niesmaku, w jakie wprawiało zachowanie Limonowa dawnych jego wielbicieli: „Czuliśmy się z tym dziwnie, jakbyśmy odkryli, że nasz kolega z liceum stał się ważną postacią świata przestępczego". W latach 90. szacowny „The New York Review of Books" wspominał o Limonowie wyłącznie a propos sceny z filmu Pawlikowskiego. Zresztą nie chodziło tylko o strzelanie do mieszkańców Sarajewa. Z Rosji dobiegały doniesienia o wybrykach założonej przez Limonowa partii narodowo-bolszewickiej, on sam nie wahał się uciec do antysemickiej retoryki. Sugerował żydowskie pochodzenie politycznych konkurentów. W Moskwie pod przywództwem Limonowa maszerowali wygoleni adepci mieszaniny faszyzmu i komunistycznych nostalgii, wykrzykujący hasła o przywróceniu czci Stalinowi i Berii. Książka Carrere'a o brawurowym życiu Eduarda Limonowa obiera za punkt wyjścia rozczarowanie bohaterem. I to jest punkt wyjścia, który jej służy. Limonow lat 90., Limonow wessany w wir polityki, wychwalający przemoc, podejmujący oszalałe wybory ideologiczne, Limonow, który zapomina o literaturze, uleczył swojego francuskiego biografa z bezkrytycznego zachwytu. Carrere stąpa ostrożnie, spogląda na rozliczne wcielenia poety z ironią i niepokojem, zastrzega się i nie przesądza. Dzięki temu czytelnik otrzymuje portret bardziej frapujący. I może nawet prawdziwszy.
Od nożownika do poety
Cała historia zaczyna się w Dzierżyńsku w 1942 r. On enkawudzista, ona robotnica, miłość w rozbłyskach bomb zapalających. Niedługo potem rodzi się syn. Ojciec Limonowa, Wieniamin Sawienko, zajmował się organizacją życia kulturalnego pracowników służby bezpieczeństwa, kilka lat po wojnie został zdegradowany do roli szeregowego żandarma. Malec dorasta w kulcie siły, w czym pomaga mu twarda rzeczywistość charkowskich przedmieść lat 60. Niski, zadziorny, w okularach – wymierzony w dioptriach wyrok na zawsze zamknął mu drogę do oficerskiej kariery – nie rozstaje się ze sprężynowym nożem i przekonaniem, że jeśli ty nie potrafisz kogoś zabić, to on prędzej czy później ciebie zabije. Od włamań, pobić, ataku na policjanta Limonow przechodzi do świata charkowskiej poetyckiej bohemy, która artystyczne wyżyny osiąga w wielodniowych pijackich ciągach. Jednocześnie trzyma się konkretu. Zarabia. Szyje spodnie. Pod koniec lat 60. otrzymuje upragniony awans społeczny – przeprowadza się do Moskwy i swoim ekscentrycznym trybem życia lansuje się na gwiazdę moskiewskiego poetyckiego undergroundu. Nowo poznana Jelena, z którą wkrótce się ożeni, wprowadza go na salon dawnej kochanki Majakowskiego – Lili Brik. Limonowa nudzą jednak moskiewskie legendy i koterie, irytują niepomiernie ci, którzy odwracają uwagę od niego samego.
Im dalej, tym bliżej
Po siedmiu latach Limonow i Jelena przeprowadzają się z Moskwy do Nowego Jorku. Wyjazd nie ma w sobie nic z dysydenckiej ucieczki, sam Limonow obowiązkowe wówczas wizyty na Łubiance bagatelizuje i woli chełpić się podrywaniem córki późniejszego sekretarza generalnego Andropowa. Pierwsze chwile na nowojorskich ulicach są beztroskie i wyzywające, ale amerykańska emigracja okaże się dla niego nie lada przeżyciem – pozostawiony przez żonę, pozbawiony środków do życia będzie wegetował w obskurnym hotelu, zostanie lokajem ekscentrycznego nowojorskiego milionera, a w końcu zniknie ze Stanów, by zakosztować trochę spóźnionej sławy w Paryżu. Carrere swoją opowieść od początku prowadzi wartko, dopiero jednak swoboda nowojorskiej części w pełni ujawnia kunszt autora. „Limonow" nie jest biografią. W energicznych opisach seksu, masturbacji i pijaństwa rozpoznajemy spowiedzi Limonowa, niemniej nie mają one w sobie tych frustracji i surowości, które męczą czytelnika przy lekturze jego najbardziej znanej powieści „To ja, Ediczka". Na straży tej prozy nie stoją solidnie udokumentowane źródła, bo trudno o takie, kiedy opisuje się Limonowa wkładającego świeczkę w odbyt. Carrere nie chce być blisko faktów, on chce pozostać blisko Limonowa i zapewne podpisałby się pod parafrazą stwierdzenia z innej quasi-biografii z Nowym Jorkiem w tle, „Good night Dżerzi" Janusza Głowackiego: im dalej od prawdy, tym bliżej bohatera.