Był pierwszym gwiazdorem nowoczesnej architektury, ale od początku chciał zmieniać świat. W Polsce jest mitem, legendą, punktem odniesienia, choć nie zbudował tutaj ani jednego budynku. Nigdy nie wygłosił wykładu. Polscy architekci nie mieli przetłumaczonej ani jednej książki, choć wydał ich 47 i są nie mniej ważne od projektów. Aż do dzisiaj. Po 89 latach ukazuje się tłumaczenie „W stronę architektury", jednego z najważniejszych manifestów artystycznych.
– Idee Le Corbusiera to nie tylko lekcja do odrobienia, to także istotny klucz do zrozumienia polskiej architektury XX wieku i obecnej kondycji polskich miast. Zastępy uczniów, współpracowników, naśladowców nadały naszym miastom niezatarte corbusierowskie piętno, zwłaszcza po II wojnie światowej, gdy zrujnowane miasta odbudowywano, korygowano lub budowano całkowicie od nowa według jego teorii – mówi Grzegorz Piątek z Centrum Architektury. Nic dziwnego, u Corbusiera staż przeszło kilku polskich architektów, m.in. Zygmunt Skibniewski, współtwórca Biura Odbudowy Stolicy, autor koncepcji Trasy W-Z, czy Jerzy Sołtan, twórca wnętrza dworca Warszawa Śródmieście.
Dla Le Corbusiera panem życia było słońce. W każdym mieszkaniu powinno być go dużo, dlatego zalecał budowę tarasów po południowo-zachodniej stronie, z myślą o porze, kiedy wypoczywamy. Propagował budynki na słupach z wolnym parterem, gdzie miała królować zieleń, poziome okna dające panoramiczne widoki, do tego płaski dach jako teren rekreacyjny, dokąd można uciec przed zgiełkiem miasta.
Urodzony w 1887 roku reprezentował pokolenie, które pod wpływem rozczarowania stanem miast odziedziczonym po XIX stuleciu, bezładnym rozrostem i przeludnieniem podjęło się szukania recept na ich uzdrowienie. Od początku zajmował się również planami urbanistycznymi, przez całe życie wykonał ich kilkadziesiąt, w tym dla: Sztokholmu, Buenos Aires, Rio de Janeiro, Zurychu, Nowego Jorku, Bogoty, Saint-Die, Czandigar i bez przerwy od roku 1912 do 1960 dla Paryża. Większość z nich pozostała na papierze, ponieważ były zbyt radykalne. Le Corbusier nawoływał często do wyburzeń całych starych dzielnic, by na ich miejscu wybudować nowe, modernistyczne budynki stojące w zieleni. Nie miał uprzedzeń politycznych. Próbował rozmawiać z Sowietami, rządem Vichy, Mussolinim, kapitalistami amerykańskimi... Współczesny architekt Rem Koolhaas kpił z niego, że jeździł ze swoimi ideami jak królewicz z pantofelkiem Kopciuszka.
– Wydanie ,,W stronę architektury" to nie tylko nadrabianie zaległości. To książka aktualna, jej przesłaniem jest wiara w zmianę, przekonanie, że nie trzeba godzić się na zastaną rzeczywistość. Przez lata jego pomysły na nowe budownictwo zamieniły się w swoją karykaturę, dom jako „maszyna do mieszkania" w wydaniu PRL-owskich bloków z wielkiej płyty stał się koszmarem paru pokoleń Polaków. To spowodowało, że architekci wycofali się ze swoich ambicji. Efekt jest taki, że powstaje wiele zachowawczej architektury służącej zaspokojeniu gustów. Le Corbusier przypomina, że budynek ma służyć. Warto się tego trzymać – mówi Piątek.