Bardzo łatwo w tej sytuacji postrzegać byłą ukraińską premier wyłącznie jako męczennicę szlachetnej sprawy. Z perspektywy polskiej w Kijowie doszło do recydywy postkomunizmu: prorosyjska elita rządząca z prezydentem Wiktorem Janukowyczem na czele dąży do całkowitego monopolu władzy, gnębiąc jednocześnie tych opozycjonistów, którzy chcą demokratyzować Ukrainę i przesuwać ją ku Zachodowi.
Książka Marii Przełomiec „Tymoszenko. Historia niedokończona" daleka jest od takich uproszczeń. Nie ma w niej miejsca na hagiografię. To wielowymiarowy portret. Autorka równoważy plusy i minusy działalności byłej szefowej ukraińskiego rządu. Tymoszenko przedstawiona jest jako twardy gracz sprawnie poruszający się w brutalnej rzeczywistości typowej dla polityki krajów postsowieckich.
Pomarańczowa rewolucja bywa porównywana w Polsce do zrywu naszej „Solidarności". Ale takie osoby jak Julia Tymoszenko – pół-Rosjanka, pół-Ormianka z Dniepropietrowska – nie miały nigdy nic wspólnego z opozycją antykomunistyczną. To dawni komsomolcy, którzy u zmierzchu ZSRR wyczuli szansę na pomnożenie majątku.
Maria Przełomiec przypomina, że małżeństwo Tymoszenków zaczynało w rodzinnym mieście od wypożyczalni kaset wideo. O tym etapie działalności Julii i Ołeksandra wiadomo niewiele. Potem zarobione pieniądze zainwestowali w pośrednictwo w dostawach rzadkich metali. W roku 1991, kiedy Ukraina zdobywała niepodległość, należeli do najbogatszych biznesmenów w Dniepropietrowsku. Później zaczęła się ich kariera w sektorze energetycznym.
Druga połowa lat 90. to wkroczenie Julii Tymoszenko do polityki. Ale kontekstem jest tu znakomicie opisana przez autorkę książki rywalizacja rozmaitych grup interesów nie tylko politycznych, ale i gospodarczych. Bo przecież na Ukrainie władza łączy się ściśle z wielkim biznesem.