Książka Bogusława Chraboty to poruszająca opowieść o zagładzie miasta i mechanizmach historii.
Königsberg, zwany przez Polaków Królewcem, który po zakończeniu II wojny światowej przydzielili sobie Rosjanie i przemianowali na Kaliningrad, to wprost idealna okazja, by pokazać grę historii. Często dość perfidną, w której ludzie bywają przestawiani jak bezwolne pionki.
Königsberg i Kaliningrad to przykłady dwóch cywilizacji. Dzieje tętniącego europejskim życiem Królewca – miasta filozofów – stały się zbędnym balastem dla tworzonego przez władze sowieckie „miasta wolności", Kaliningradu. Odzieranego z każdym rokiem z historii i zabytków. Miasta dla odszczepieńców imperium: Żydów, Cyganów, postępowców, Ukraińców politycznie niepewnych, Polaków i Białorusinów o polskich korzeniach. Königsberg zostaje więc przyrównany do mitycznej Kartaginy, dla której nie było już ratunku.
Autor, dziś redaktor naczelny „Rzeczpospolitej", patrzy na przemiany zachodzące w Königsbergu oczami młodego chłopaka, który próbował odkryć i zrozumieć historię swojej rodziny. Poznajemy tragiczną historię babki, która została przesiedlona na tamte tereny i poślubiła Ukraińca. Myślała i modliła się po polsku, ale nawet przy rodzinie nie odważyła się mówić w tym języku.
Książka jest oryginalnie podzielona na dwie części. Pierwsza to przykuwający uwagę reportaż z czasu zagłady i wprowadzania zrębów „nowych porządków". Druga – to podejmujące te same tematy wiersze, ukazujące prezentowane wcześniej wydarzenia w innym wymiarze. Spojrzenie na nie z pewnym dystansem, ubranie w metaforę. Świadczy o tym choćby „Krótki traktat o psim losie" czy „W poszukiwaniu nadziei".