Autor szeroko dyskutowanych esejów, m.in. „Bić się czy nie bić", i sztuk, choćby „Śmierci Komandora" znów zaskakuje. Już sam tytuł jego nowej książki – „Molier nasz współczesny" – wskazuje, że cykl esejów Łubieńskiego powstał z inspiracji, ale i w polemice z jedną z najsłynniejszych pozycji teatralnych XX wieku, czyli „Szekspirem współczesnym" Jana Kotta (1965).
Tamta książka zainspirowała na kilka dekad nie tylko polskich, ale i najważniejszych światowych reżyserów. Pokazała, że poprzez sztuki Szekspira, zarówno po wschodniej, jak i zachodniej stronie żelaznej kurtyny, można opowiadać o bezwzględnych politycznych rozgrywkach. Kott nazwał je Wielkim Mechanizmem i prześledził proces, którego ofiarami padają, wcześniej czy później, wszyscy ci, którzy pragną wejść na wielkie schody historii.
Obecna opowieść Tomasza Łubieńskiego o Kotcie bogata jest w osobiste wątki, ponieważ łączyła ich relacja student–profesor. Uczeń wspomina o upodobaniach mistrza do młodych dziewczyn i o tym, jak dekady przed hip-hopem, uwielbiał chodzić w dresie.
Przede wszystkim jednak Łubieński pisze o przewartościowaniu, jakiego Kott dokonał w życiu. Za młodu był komunizującym lewicowcem, zapatrzonym we Francję, która wyrastała z molierowskiego korzenia literatury, ale i życia.
Rozczarowanie komunizmem odwróciło go od Francuzów i skierowało uwagę na Szekspira. „Hamlet", „Makbet" i „Król Lear" lepiej opowiadają o krwawych porachunkach i drapieżnej walce o władzę w epoce wielkich totalitaryzmów. Stąd wzięło się m.in. pojęcie Hamleta po XX zjeździe partii komunistycznej w Związku Radzieckim, opisujące młodego człowieka buntującego się przeciwko wielkiemu terrorowi. Zjazdów i porachunków w łonie rządzącej również w Polsce kompartii było tak wiele, że można było je obdzielić licznymi ofiarami z szekspirowskiego „Titusa Andronikusa", a Kott mógł czerpać satysfakcję ze swojej historiozoficznej analizy do końca życia w 2001 r. Łubieński zauważa jednak, że dziś Szekspir wyczerpał swój potencjał. Pyta też, kto dziś przejmuje się XX Zjazdem KPZR?