Do książek osadzonych w obcej dla autora kulturze podchodzę zazwyczaj jak pies do jeża. Niestety, zazwyczaj jedyne, co z tego wychodzi, to niezły paździerz. Nawet do „Shoguna” Jamesa Clavella mam nie kilka, lecz wiele „ale”. „Kaori” Marty Sobieckiej dałam jednak szansę. Przeważył gatunek – cyberpunkowy kryminał. Wiadomo, sam kryminał jest już plusem, ale gdy idzie o połączenie go z cyberpunkiem, to już bywa różnie. Oczywiście, sam cyberpunk nawiązuje do mrocznego klimatu noir, ale zazwyczaj nie ma co tam liczyć na klasycznie podaną zbrodnię. Prym wiodą korporacyjne zdrady, spiski wielkich koncernów, a trup, porwania bądź zniknięcia są li tylko pretekstem do technologicznych rozgrywek. Tymczasem w „Kaori” na pierwszy plan wysuwa się przestępstwo popełnione przez robota (jak to tak, celowo?!) oraz sprawa pewnego zaginięcia.