Jacek Marczyński
Autorka pokazuje, że zniknięcie podwórkowego trzepaka dla dziecka miało takie znaczenie jak dla dorosłych reforma Balcerowicza. A przy okazji ze współczuciem pisze o generacji rodziców.
Nikt nie pokazał tak przejścia od PRL do III RP. Paulina Wilk (rocznik 1980) wprowadza w tym celu czytelnika do swego domu, zdradza drobne sekrety rodzinne. A jednocześnie w „Znakach szczególnych" nie ma nic z powszechnego dziś epatowania prywatnością.
Oryginalność opowieści Pauliny Wilk polega też na tym, że schyłek PRL obserwujemy z perspektywy dziecka, dla którego najważniejsze były wafelki Prince Polo otrzymane od Mikołaja w przedszkolu, niedzielne lody z jedynej cukierni w miasteczku czy górnicze czapki z krepiny robione na Barbórkę. A po 1989 roku to wszystko ustąpiło kolorowym flamastrom, gumom Mamba ze szkolnego sklepiku, odgrzanej w mikrofalówce porcji spaghetti, które trzeba było nauczyć się brać na widelec. W drobnych konkretach zachowanych w pamięci nie ma ideologicznych podtekstów, jest symbolika polskiej transformacji.
„Postęp i nowoczesność były naszymi ojcem i matką – pisze autorka. – Spowodowały, że przy domowym obiedzie spotykały się pokolenia mówiące różnymi językami". Generację rodziców portretuje z wyższością przynależną każdej młodości. Tymczasem to nie rok 1989 przerwał naturalną łączność międzypokoleniową, dzięki której do tej pory dziadkowie i rodzice przekazywali dzieciom mądrość życiową. Zdarzyło się to przynajmniej o generację wcześniej, bo pokolenie urodzone po II wojnie, wchodząc w dorosłość, też chciało kierować się własnymi zasadami.
Tych, którzy rzucili się w wir nowego, oraz tych, którzy zostali na brzegu, można znaleźć zarówno wśród młodych, jak i starych. Paulina Wilk przechowuje bilet z londyńskiego występu Madonny, ja mam w pamięci swój koncert z Niemiec i przeżycie, jakim była dla mnie świadomość, że z dworca mogę nań pojechać taksówką, która nie jest o wiele droższa niż w Warszawie. Należymy do różnych pokoleń, a świat w podobny sposób otworzył się dla nas. Moi niektórzy przyjaciele zgorzknieli, a na dawnym osiedlu Pauliny pozostało paru jej rówieśników, choć nie ma już trzepaka, który kiedyś był miejscem spotkań.