Dla Polski ten czas miał jeszcze inny wymiar. Po odzyskaniu niepodległości nadszedł moment samookreślenia. W ogólnym zamęcie trzeba było się odnaleźć, dopasować – lub nie – do ogólnoświatowych trendów. W efekcie ?II Rzeczpospolita miała dwa oblicza – XIX-wieczne, uczepione przeszłości, i drugie, nowoczesne, skierowane ku Europie.
Tom „W ziemiańskim dworze" (autorka Maja Łozińska) to opowieści prawdziwe, o ludziach z krwi i kości, a przecież przypominają fantazjowanie o idealnym świecie. Sielskie dworki w cudnych parkach i ogrodach, bytowanie w zgodzie z naturą, z porami roku, rytm roku wyznaczony świętami, wydarzeniami rodzinnymi i towarzyskimi. A każde zajęcie wykonywane z powagą i namaszczeniem, każde w odpowiednim stroju, każde wymagające wyszkolonej służby.
Co najbardziej nas różni od bohaterów tamtej epok? Tempo życia. Brak poszanowania dla wartości niematerialnych. Nieznajomość, ba! lekceważenie ogłady. Nieumiejętność smakowania świąt, wypoczynku, spotkań towarzyskich. Zerwanie kontaktów z przyrodą, z cyklami natury. Czyli właściwie wszystko.
Grzeczność jako nauka
Myli się ten, kto wyobraża sobie życie w majątkach jako błogie nieróbstwo. Panował etos pracy, właściciele dóbr ziemskich studiowali stosowne kierunki, nadzorowali prace w swych włościach; panie domu też miały im przynależne zadania i sobie podległe rewiry. Pisze Łozińska: „... popularność zyskiwały specjalistyczne studia i szkoły – Akademia Rolnicza w Dublanach, Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego założona w 1918 roku w Warszawie. We Lwowie działała elitarna szkoła pomaturalna – Wyższe Kursy Rolnicze im. Stefana Turnaua, gdzie uczyła się młodzież z zamożnych domów ziemiańskich. Wszystkich studentów obowiązywały wiosenne i letnie praktyki w wybranych majątkach".
Dzieciom od małego wpajano obowiązki, uczono praktycznie pojmowanego patriotyzmu. „Polska (...) była krajem ogromnych kontrastów społecznych i ekonomicznych. Jedną z dróg na społeczny awans było wykształcenie. Powszechnie docenianym osiągnięciem młodego człowieka była matura" – to cytat „Dobrych manier w przedwojennej Polsce" Marii Barbasiewicz. Tak, nauka mieściła się w kategorii „dobrych manier".
Co ważne – te wskazania mają przełożenie na współczesność. W starej Europie dobre maniery wciąż obowiązują. Jeździmy, bywamy, staramy się zachowywać, jak przystało na obywateli świata – musimy więc wiedzieć, jak i czym jeść, co z czym pić, co i gdzie włożyć, z kim i w jakiej kolejności się witać, jak dziękować, gratulować, składać kondolencje.