W świadomości kibiców funkcjonuje jako legenda. Numer na koszulce – dziesiątka –  z którym przez 12 lat występował na boisku w barwach warszawskiej Legii, pozostaje w tym klubie zastrzeżony, co wszędzie stanowi wyraz szczególnego uznania dla sportowca.

Bez wątpienia w dzisiejszym polskim futbolu nie ma zawodnika mogącego pod względem dokonań równać się z Kazimierzem Deyną. Bo i poziom polskiej piłki obniżył się w ciągu 30–40 lat na tyle, że daleko jej do sukcesów, jakie odnosiły Orły Kazimierza Górskiego. Trzecie miejsce biało-czerwonych na mistrzostwach świata w 1974 roku, do którego „Kaka" (bo tak brzmiał jeden z pseudonimów Deyny) w istotnym stopniu się przyczynił, nie jest jednak tym samym co ubiegłoroczny finał Ligi Mistrzów osiągnięty wraz z Borussią Dortmund przez Roberta Lewandowskiego.

1 września minęła 25. rocznica tragicznej śmierci Deyny w wypadku samochodowym na jednej z kalifornijskich autostrad. Książka Wiktora Bołby stanowi poniekąd hołd oddany wybitnemu sportowcowi. Ale nie tylko. To nie jest publikacja hagiograficzna, lecz momentami brutalna opowieść o człowieku z krwi i kości, którego życie obfitowało w dramatyczne zwroty.

Legendarne oblicze piłkarza sprawia, że nie dostrzegamy, jaki był naprawdę. Nie ma się co dziwić, idealizacja gwiazd kultury masowej jest normą. Wyznawcom kultu Deyny wypada zadedykować słowa autora o nim: „Owszem, był ikoną sportu i należał do osób, które uważamy za nieśmiertelne, ale był też normalnym facetem z ludzkimi słabostkami".

Mamy tu więc poruszający obraz wzlotu i upadku „Kaki". I nie chodzi tylko o problemy rodzinne i alkoholowe dawnego kapitana reprezentacji Polski. To bowiem historia mieszkańca PRL, który po wspięciu się na najwyższe szczyty w swojej ojczyźnie uwierzył naiwnie, że również Zachód padnie przed nim na kolana. Ta opowieść daje sporo do myślenia nie tylko kibicom.