Bywalcy cyklu Ery Jazzu pamiętają dobrze, jak portugalska pieśniarka fado Mariza śpiewała, stojąc wśród publiczności w tej samej sali. Kidjo nie tylko obeszła salę, śpiewając, czym wzbudziła aplauz najdalszych rzędów, ale zaprosiła na scenę kilkadziesiąt osób, by razem z nią tańczyły.
Odważniejsze okazały się panie, więc artystka musiała ośmielić panów i dzieci. Te najmłodsze również kołysały się do rytmu, zdobywając największe oklaski. Prawie każdy miał okazję zatańczyć solo, a przygrywał im na afrykańskim bębnie Ibrahim Diagne z Senegalu.
Ale to Angélique odtańczyła prawdziwy taniec wudu, potrząsając rękami i głową w zapamiętaniu. W końcu tradycja wudu wywodzi się właśnie z Beninu, jej rodzinnego kraju.
Kidjo odbywa światowe tournée, promując swój nowy album „Djin Djin”, za który w lutym odebrała cenną statuetkę Grammy. Dziś jest wielką gwiazdą world music, ale pamiętam ją, kiedy w 1999 r. nieśmiało wychodziła na scenę Sali Kongresowej, by w kilku utworach zaśpiewać gościnnie z zespołem Triloka Gurtu.
Wczoraj sama przypomniała tamten występ. Okazało się też, że nie na darmo jest ambasadorem dobrej woli UNICEF. Wspomniała o globalizmie, który jest tylko wtedy dobry, kiedy respektuje prawa wszystkich.