Szał w rytm afrykańskich bębnów Kidjo Angélique

Wspólne pląsy na scenie Sali Kongresowej i porywającą wersję „Gimme Shelter” Rolling Stonesów zapamiętają wszyscy słuchacze koncertu gwiazdy, która przyjechała do Polski na jedyny koncert

Aktualizacja: 22.04.2008 12:27 Publikacja: 22.04.2008 04:03

Szał w rytm afrykańskich bębnów Kidjo Angélique

Foto: Rzeczpospolita

Bywalcy cyklu Ery Jazzu pamiętają dobrze, jak portugalska pieśniarka fado Mariza śpiewała, stojąc wśród publiczności w tej samej sali. Kidjo nie tylko obeszła salę, śpiewając, czym wzbudziła aplauz najdalszych rzędów, ale zaprosiła na scenę kilkadziesiąt osób, by razem z nią tańczyły.

Odważniejsze okazały się panie, więc artystka musiała ośmielić panów i dzieci. Te najmłodsze również kołysały się do rytmu, zdobywając największe oklaski. Prawie każdy miał okazję zatańczyć solo, a przygrywał im na afrykańskim bębnie Ibrahim Diagne z Senegalu.

Ale to Angélique odtańczyła prawdziwy taniec wudu, potrząsając rękami i głową w zapamiętaniu. W końcu tradycja wudu wywodzi się właśnie z Beninu, jej rodzinnego kraju.

Kidjo odbywa światowe tournée, promując swój nowy album „Djin Djin”, za który w lutym odebrała cenną statuetkę Grammy. Dziś jest wielką gwiazdą world music, ale pamiętam ją, kiedy w 1999 r. nieśmiało wychodziła na scenę Sali Kongresowej, by w kilku utworach zaśpiewać gościnnie z zespołem Triloka Gurtu.

Wczoraj sama przypomniała tamten występ. Okazało się też, że nie na darmo jest ambasadorem dobrej woli UNICEF. Wspomniała o globalizmie, który jest tylko wtedy dobry, kiedy respektuje prawa wszystkich.

– Marzę, by każde dziecko urodzone na tej planecie mogło żyć w spokoju – zakończyła swe nieco przydługie polityczno-społeczne przesłanie. Złożyła też hołd największemu, jej zdaniem, zespołowi rockandrollowemu. – Nie byłoby rockandrolla bez bluesa, a ten wywodzi się z Afryki – powiedziała, intonując „Gimme Shelter” Stonesów. Zaśpiewała również nastrojowy, tytułowy utwór z albumu „Djin Djin” i dynamiczny „Sedjedo”. Nawet wykonane bez udziału gości, którymi są na płycie Alicia Keys i Ziggy Marley, piosenki te wywołały burzę braw.

Trzy tegoroczne koncerty Ery Jazzu pokazały jakże odmienne style śpiewania. Jazzowe interpretacje malijskich piosenek Dee Dee Bridgewater, awangardową wokalistykę Cassandry Wilson i żywiołowe tańce prosto z Beninu. Od wczoraj znamy world music dużo lepiej.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

m.dusza@rp.pl

Bywalcy cyklu Ery Jazzu pamiętają dobrze, jak portugalska pieśniarka fado Mariza śpiewała, stojąc wśród publiczności w tej samej sali. Kidjo nie tylko obeszła salę, śpiewając, czym wzbudziła aplauz najdalszych rzędów, ale zaprosiła na scenę kilkadziesiąt osób, by razem z nią tańczyły.

Odważniejsze okazały się panie, więc artystka musiała ośmielić panów i dzieci. Te najmłodsze również kołysały się do rytmu, zdobywając największe oklaski. Prawie każdy miał okazję zatańczyć solo, a przygrywał im na afrykańskim bębnie Ibrahim Diagne z Senegalu.

Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę
Kultura
„Nie pytaj o Polskę": wystawa o polskiej mentalności inspirowana polskimi szlagierami
Kultura
Złote Lwy i nagrody Biennale Architektury w Wenecji
Kultura
Muzeum Polin: Powojenne traumy i dylematy ocalałych z Zagłady