Więdną róże, pistolety rdzewieją

Produkowany przez 15 lat album okazał się wielką muzyczną wpadką. Winę za to ponosi Axl Rose, jedyny na płycie muzyk z oryginalnego składu

Aktualizacja: 24.11.2008 04:39 Publikacja: 23.11.2008 18:56

Axl Rose podczas koncertu

Axl Rose podczas koncertu

Foto: Polydor

Guns N' Roses to jedyna grupa, która po sukcesach na przełomie lat 80. i 90 zasługiwała na miano następców Led Zeppelin.

Wokalista Axl Rose i gitarzysta Slash stworzyli jeden z najbardziej widowiskowych rockowych duetów. Wywołali furorę albumem "Appetite for Destruction" (1987) oraz dwoma częściami "Use Your Illusion" (1991), które łącznie sprzedały się w ponad 50 mln egz. Hity "Sweet Child o' Mine", "Paradise City", "Don't Cry" i zagrany z udziałem orkiestry symfonicznej "November Rain" nie schodzą z radiowej anteny. Niestety, muzyków pochłonęły kłótnie.

Prace nad płytą zaczęli co prawda w 1993 r., ale Rose zwalniał kolejnych producentów, zmieniał muzyków, zarzucając kolegom lenistwo i skłonność do narkotyków. W 1995 r. zniecierpliwiony Slash zrealizował solową płytę pod szyldem Snakepit. Od kilku lat z powodzeniem kieruje supergrupą Velvet Revolver, grając z innymi muzykami Guns N' Roses – basistą Duffem McKaganem i perkusistą Mattem Sorum. Zaprosili do współpracy Scotta Weilanda, wokalistę Stone Temple Pilot, i nagrali z nim dwa znakomite albumy. Weiland miał jednak ciągle problemy z narkotykami, a ostatnio wrócił do macierzystego zespołu.

Tymczasem Axl zachował prawa do nazwy Guns N' Roses i przypomniał o sobie światu w 1999 r., wydając singel "Oh My God". Nowa płyta "Chinese Democracy" miała się pojawić lada chwila. Po nieudanej trasie w latach 2001 – 2002, kiedy Rose irytował fanów, odwołując koncerty w ostatniej chwili – nikt już nie traktował poważnie kolejnych zapowiedzi "Chinese Democracy". Jednak w 2006 r. zespół znów zaczął koncertować, wystąpił również w Warszawie, gdzie wokalista dał popis gwiazdorskich fochów, ale już na scenie usatysfakcjonował fanów.

Termin premiery podano dopiero miesiąc temu. Moim zdaniem "Chińską demokrację" wydano właśnie teraz, bo Axl Rose chce się załapać na polityczną zmianę w Ameryce, spuentować koniec ery republikanów w Białym Domu. Śpiewanie o zamordyzmie po odejściu George'a W. Busha i zaprzysiężeniu Baracka Obamy byłoby ryzykowne. Inna sprawa, że wokalista bije rekordy hipokryzji – wyrzucając z zespołu wszystkich kolegów, sam pokazał dyktatorskie nawyki.

Niewykluczone, że chciał stworzyć wrażenie maniakalnie profesjonalnego. Chwalił się, że utwory były nagrywane po 80 razy. I co z tego? Ostatecznie nie skorzystał przecież z solówek takich mistrzów gitary jak Brian May czy Zakk Wylde. Wszystkie światła skupił na sobie. Dlatego powinien mieć odwagę promować płytę pod własnym nazwiskiem, tym bardziej że kilka piosenek nie ma wiele wspólnego ze stylistyką Guns N' Roses. Większość grzeszy pretensjonalnością i rozdętymi aranżacjami – mają przysłonić słabości kompozytorskie wokalisty.

Najbardziej kompromitujący jest "Madagascar", rozpoczęty syntezatorami, które udają orkiestrę symfoniczną. Elektroniczna perkusja zirytuje każdego fana rocka. Ballada "This I Love" zamiast łez wywołuje śmiech, podobnie jak szmirowata "Prostitute". W "Shlacker's Revenge" Axl chciał chyba wypaść demonicznie jak Marilyn Manson, a wyszedł na idiotę, który schlebia najgorszym gustom. "If the World" z gitarą flamenco i falsetem wokalisty ucieszy pewnie wszystkich właścicieli nocnych klubów i tancerki uwielbiające wygibasy na rurze.

Wśród utworów godnych nazwy Guns N' Roses są na pewno: monumentalna ballada "Sorry", "Scraped" i rytmiczne "Better", choć w tym ostatnim jest za dużo elektroniki. Siłę dawnych nagrań ma utwór tytułowy, ale Slash nie popsułby solówki efektami godnymi gry komputerowej.

Guns N' Roses to jedyna grupa, która po sukcesach na przełomie lat 80. i 90 zasługiwała na miano następców Led Zeppelin.

Wokalista Axl Rose i gitarzysta Slash stworzyli jeden z najbardziej widowiskowych rockowych duetów. Wywołali furorę albumem "Appetite for Destruction" (1987) oraz dwoma częściami "Use Your Illusion" (1991), które łącznie sprzedały się w ponad 50 mln egz. Hity "Sweet Child o' Mine", "Paradise City", "Don't Cry" i zagrany z udziałem orkiestry symfonicznej "November Rain" nie schodzą z radiowej anteny. Niestety, muzyków pochłonęły kłótnie.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Kultura
Łazienki Królewskie w Warszawie: długa majówka
Kultura
Perły architektury przejdą modernizację
Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne