Jej forma została zaadaptowana przez jazzmanów z popularnych w latach 30. ubiegłego wieku musicali. Większość wykonywanych do dziś tematów pochodzi z tzw. Amerykańskiego śpiewnika zawierającego najsłynniejsze piosenki George’a Gershwina, spółki Rodgers-Hart, Jerome’a Kerna i innych twórców. Wiele z nich ma status standardów, czyli repertuaru, który każdy jazzman musi znać.

Dlaczego te kompozycje są tak popularne do dziś? Bo mają melodie, które łatwo wpadają w ucho. Są po prostu, jak powiedzieliby muzycy, świetnie napisane. A każdy, kto ma inwencję, może je zagrać czy zaśpiewać po swojemu. Jazzmani zaś z upodobaniem improwizują na kanwie tych utworów.

Przykładów różnorodnych interpretacji ballad znajdziemy wiele na dołączonych do naszej książeczki płytach CD. Saksofonista Charlie Parker, twórca nowoczesnego jazzu – bebopu, spowolnił tempo swych szalonych solówek, by z emfazą zagrać balladę „Summertime” Gershwina z opery „Porgy and Bess”. A wzniosłe wyznanie nabiera głębi dzięki nastrojowej sekcji instrumentów smyczkowych.

Mistrzem ballad był Ben Webster, wirtuoz saksofonu tenorowego. Duke Ellington subtelnie prowadził swoją orkiestrę, by wydobyć uczucia z własnych kompozycji. Ale gdy na scenę wychodziła Billie Holiday i swym łamiącym się, zmysłowym głosem śpiewała „Blue Moon”, cichły wszystkie rozmowy. Bo jej ballady trafiały prosto w serce, poruszały najgłębsze pokłady wrażliwości. I tak jest do dziś. Odłóżmy wszystko na bok, posłuchajmy miłosnych wyznań najlepszych jazzmanów.