Najistotniejszych wykonawców wybrać tu nie sposób. Podczas czterech dni na Lotnisku Babie Doły przewija się bowiem taka ich liczba, iż każdy taką listę tworzy sobie sam. Moją otwiera Q-Tip, autor najlepszej płyty hiphopowej w 2008 roku i filar klasycznego, cenionego daleko poza rapowymi środowiskami, zespołu A Tribe Called Quest. Wśród znawców jego rozpad był większą traumą niż śmierć Tupaca Shakura i Notoriousa B.I.G. razem wzięte.
Zaraz po nim znajduje się Pendulum, paskudny wyrzut sumienia dla każdego, kto zbyt wcześnie odbębnił śmierć muzyki drum’n’bass (w Gdyni posłuchamy, czy rockowe podejście do połamanych rytmów sprawdza się aż tak dobrze, jak mówią).
Nie można też ominąć gwiazd wypisanych na reklamujących plakatach, a wśród nich The Prodigy. Za sprawą Brytyjczyków możemy zapomnieć o książkach Williama Gibsona czy filmach Ridleya Scotta, bo ekipa Liama Howletta swoimi utworami idealnie definiuje cyberpunkowy klimat.
Oczywiście w tym stogu siana w ciągu chwili znajdziemy wiele igieł. Trudno bowiem w tym krojonym na każdy gust przedsięwzięciu doszukać się autorskiego rysu. Występy gwiazd kupowane są w pakietach i jeżeli prześledzimy uważnie europejską scenę koncertową, znajdziemy zaskakująco wiele inicjatyw kłujących w oczy podobnymi zestawami artystów.
Jeżeli więc ktoś planuje się obecnością na Open’erze snobować, dołączając tym samym do pokaźnego grona osób niezdejmujących miesiącami zapinanego na ręce biletu, powinien raczej się ruszyć do Mysłowic na Off Festival, do Płocka na Audioriver albo pozostać po prostu w Warszawie i czujnie obserwować rozwój imprezy Musica Genera.