Piąty tom „Magicznego świata jazzu” prezentuje najciekawsze nagrania polskich zespołów jazzowych, m.in. Jana Ptaszyna Wróblewskiego, Andrzeja Trzaskowskiego, Andrzeja Kurylewicza i Włodzimierza Nahornego.
Pozycja naszych zespołów w Europie, a w przypadku kwartetu Tomasza Stańki także w świecie, jest bardzo wysoka. Co prawda, jazz w Polsce grano już w okresie międzywojennym, ale o naszym oryginalnym wkładzie w tę muzykę można mówić dopiero od lat 60. Gdyby jednak w latach 50. nie było zespołu Melomani Jerzego „Dudusia” Matuszkiewicza i ogromnego zainteresowania jazzem na dwóch festiwalach w Sopocie, w 1956 i 1957 roku, rozwój polskiego jazzu nie nabrałby zapewne takiego przyspieszenia.
Z Melomanami współpracowało wielu muzyków, którzy odeszli od tradycyjnego pojmowania jazzu, od kopiowania amerykańskich wzorów i poszli własną drogą. Byli to przede wszystkim Krzysztof Komeda, Andrzej Trzaskowski i Andrzej Kurylewicz. Ich kompozycje nawiązywały do tzw. trzeciego nurtu w jazzie, zainspirowanego klasyką. Styl nie był zbyt popularny wśród amerykańskich jazzma- nów, ale w Europie znalazł znaczących reprezentantów. Wystarczy posłuchać złożonej w formie „Wariacji” Andrzeja Trzaskowskiego z ujmującym, balladowym motywem. Pochodzi z albumu „Sean”, jednego z najlepszych wydawnictw lat 60. W tym samym „trzecionurtowym” duchu utrzymana jest inna słynna płyta z tego okresu „10+8” kwintetu Andrzeja Kurylewicza. Z niej pochodzą dwa intrygujące nagrania. Oba albumy łączy postać Włodzimierza Nahornego – znakomitego pianisty, saksofonisty i kompozytora.
Ważną cechą polskiego jazzu są inspiracje muzyką ludową, a często nawet opracowywanie oryginalnych kompozycji. Słychać to wyraźnie w nagraniach: Nahornego „Na wysokiej cyrli” i Jana Ptaszyna Wróblewskiego „Pastuszek stomp” ze znakomitej płyty „Flying Lady”.
Inne podejście do klasyki prezentował genialny, ociemniały pianista Mieczysław Kosz. Jego „Tańce połowieckie” to majstersztyk opracowania oryginalnej kompozycji Aleksandra Borodina w stylu Billa Evansa i Oscara Petersona. Kosz był naszym Evansem, romantykiem o wyjątkowej wrażliwości; także prekursorem interpretacji muzyki Fryderyka Chopina w polskim jazzie. Jego parafraza preludium c-moll zachowała melancholię oryginału, wzbogacając ją o energię swingującego rytmu.