Rozpoczyna się w czwartek, potrwa do niedzieli – odbędzie się ponad 70 koncertów. Off Festival to najnowocześniejsza impreza muzyczna w Polsce właśnie dlatego, że odbywa się na marginesie: geograficznym i kulturowym. W Mysłowicach nie ma wielkomiejskiego szyku, jaki króluje na Open'erze.
Znaczenia festiwalu nie da się też zmierzyć spektakularnymi rekordami, które bije masowy Przystanek Woodstock. W małym, uśpionym śląskim miasteczku na cztery dni w roku zjawiają się ambitni i nietuzinkowi artyści ze świata. Występują w lesie – na niepozornych, ustawionych w starym ośrodku wypoczynkowym, scenach. Grają dla równie niepozornej, ale niezwykłej publiczności. O takich słuchaczach mówi się żartobliwie, że mają "twarze skażone myśleniem". Goście Off Festival nie noszą się ekstrawagancko, za to ciekawie – zamiast demonstrować swoją odmienność, subtelnie ją zarysowują.
Zapraszani artyści i fani są głównymi beneficjentami zmian, jakie przyniósł Internet, rozsadzając monopol wielkich wytwórni płytowych oraz stacji muzycznych. Poza oficjalnym, komercyjnym obiegiem muzyki – który przypomina pracującą jednostajnie i mozolnie maszynę – działa ten drugi: rozdrobniony, nawet chaotyczny, gdzie rentowność nie ogranicza fantazji.
Nowa generacja niezależnych muzyków tym różni się od zespołów garażowych czy grunge, że nie wyrosła z buntu ani nie wyraża aspiracji konkretnej grupy społecznej. Nie można też utożsamić jej z żadnym nurtem, bo jej najważniejszą cechą jest różnorodność.
Offowa scena działa podobnie jak web 2.0, czyli wirtualny świat tworzony wspólnie przez internautów: każdy ma prawo w nim zaistnieć, pokazać, co potrafi i co myśli. Próba kategoryzowania tych indywidualnych wypowiedzi straciła sens, także w muzyce, gdzie na określenie stylistyki grupy trzeba użyć skomplikowanego terminu. "Pop" czy "rock" – to już nic nie znaczy. "Post-pop-punk z domieszką lo-fi" mało komu zaś coś mówi.