Mały Dziedziniec Uniwersytetu Warszawskiego nie musi kojarzyć się z konkretnym nurtem muzycznym, wszak nie jest klubem, tylko uczelnianym podwórkiem, które po wakacjach i tak zatraci swoją rozrywkową funkcję. Dlatego muzyka, którą się tam gra, zmienia się, skacząc z dnia na dzień po gatunkach jak konik polny: hip-hop, fingerstyle guitar, po nim reggae, a potem electro.
Nadchodzący tydzień nie będzie wyjątkowy na tym tle. W sobotę zagra Desmoines. Ich rock, który wyszedł z fascynacji folkowych i opowieści Cohena, Dylana, Waitsa kojarzony przed laty z nurtem piosenki studenckiej czy poezji śpiewanej, zatrzymał się na dłużej przy brzmieniach reggae. Członkowie zespołu tłumaczą to tym, że zawsze wierzyli w pozytywne przesłanie muzyki.
W poniedziałek Mały Dziedziniec odda się we władanie Młodego Em i tych, którym nieobce są bity i skity, a storytelling nie kojarzy im się (lub niewyłącznie) z metodą marketingu politycznego. Młodziak, członek grupy Mensentis, dotychczas był najbardziej znany dzięki kawałkowi „To mój apel”, a od niedawna mnożą się jego remiksy „Kroniki”, płyty z ubiegłego roku wyprodukowanej przez Bojara.
Na żywo w środę Syrbski Jeb – rodzaj rockowego transu, mieszanka gitarowego rocka, psychodelii i noise’u z pociągiem do improwizacji i natchnionych tekstów. Gitarowe pasaże zahaczają tu o Crimsonowską melancholię, czasem trzyosobowy skład zostaje uzupełniony o instrument dęty albo didgeridoo. Sami przedstawiają się jako romantycy muzyki rockowej.
Czwartkowy wieczór uświetni zaś Go Naked!, czyli najlepsi muzycy wśród motocyklistów i najlepsi motocykliści wśród muzyków – jak z dumą o sobie mówią. W dowód zaświadczają, że poznali się na forum dla motorowych maniaków. Swoje zamiłowania opisują w utworach „Tribute to Honda CB” i „Asfalt”.