Bitelmania ogarnie świat

The Beatles. Ich piosenki są warte 1,7 mld dolarów. Od dziś dzięki grze komputerowej i nowej edycji płyt będą jeszcze cenniejsze

Publikacja: 09.09.2009 02:27

The Beatles w „Rock Band”. W Polsce w uboższej wersji bez instrumentów

The Beatles w „Rock Band”. W Polsce w uboższej wersji bez instrumentów

Foto: Rock Band

Nienawidzę reklam, ale film promujący grę „Rock Band: The Beatles” zrobił na mnie wielkie wrażenie. Klatka znana z okładki „Abbey Road” ożyła. Lennon, Macca, Harrison i Starr zeszli z zebry na chodnik, a za nimi ruszył tłum roztańczony w rytmie „Come Together”.

Kiedy dziecko podało gitarę Harrisonowi, żeby znowu zagrał, i gdy zobaczyłem w zbliżeniu uśmiechniętą twarz Lennona – przeszły mnie ciarki. Poczułem, jakby wrócili z zaświatów. Slogan „Spotkaj bitelsów” wybudza z kolorowego snu. Przypomina, że najwspanialsze nawet piosenki są częścią wielkiego muzycznego biznesu.

[srodtytul]Młodzieżowy styl[/srodtytul]

Projekt, na który składa się gra komputerowa i wznowienie 15 płyt, nosi kryptonim „09. 09. 09” zainspirowany datą premiery. Cały świat ma znowu przeżyć szał bitelmanii. I zapewne tak się stanie. „1”, płyta z największymi przebojami czwórki, rozeszła się na świecie w 31 mln egzemplarzy i jest największym płytowym hitem dekady. W USA tylko Eminem od 2000 r. sprzedał więcej albumów (32 mln egz.) niż liverpoolczycy (28,2 mln egz.). Ale te proporcje mają się do końca roku zmienić.

Główny nacisk położony jest jednak na grę. Bo seria „Rock Band” wraz z konkurencyjną „Guitar Hero” zarobiły od 2007 r. 3 mld dolarów.

– Żyjemy w czasie przełomowym dla masowego odbioru muzyki – powiedział Alex Rigopulos, szef Harmonix Music System, który wymyślił „Rock Band” i „Guitar Hero”. – Ludzie, którzy nigdy nie używali gier, sięgną po nie dzięki bitelsom. Tylko oni mogą dokonać światowego przełomu. A my chcemy, żeby eksplodował nowy muzyczny rynek.

Większości z nas gry kojarzą się ze strzelaniną, ewentualnie sportem, tymczasem najważniejszą ich treścią ma stać się niebawem muzyka. Nieprzypadkowo od dwóch lat Harmonix jest własnością MTV, która zainwestowała w firmę 175 mln dolarów.

Popularność muzycznych gier bierze się stąd, że dzięki nim zwykli śmiertelnicy mogą poczuć się gwiazdami. Dzięki odrobinie wyobraźni biorą udział w wirtualnym muzycznym śnie. Albo bawią się, grając największe szlagiery, co możliwe jest dzięki specjalnym instrumentom, prostszym w obsłudze niż prawdziwe.

Pomysł wyprodukowania „Rock Band” rzucił Dhani, syn Harrisona.

– Gdy zaproponowano mi przygotowanie nagrań, nie byłem pewien, czy naprawdę chcę stworzyć grę z plastikowymi kopiami instrumentów bitelsów – powiedział Giles Martin, syn słynnego producenta zespołu. – Kiedy jednak słuchaliśmy płyt, zrozumiałem, że współczesnych dzieciaków nie interesuje już muzyka dostępna w tradycyjnym formacie. Muszą mieć więcej gadżetów.

– Każdy artysta chce, by jego piosenki angażowały słuchaczy, a gry robią to idealnie – komentuje McCartney. – Dzieci uwielbiają naśladować gwiazdy. Kiedy byłem mały, sam kopiowałem Buddy’ego Holly, Little Richarda czy Elvisa Presleya.

[wyimek]Każdy artysta chce, by piosenki angażowały słuchaczy. Gry robią to idealnie[/wyimek]

Giles Martin dołożył starań, żeby biorący udział w grze czuli się, jakby byli z bitelsami w studiu. Z oryginalnych taśm zarejestrowanych podczas sesji skopiował do „Rock Band” dialogi muzyków, ich śmiechy, niewydane na płytach zagrywki. 45 piosenek tworzy historię występów czwórki. Komputerowo animowane postaci można oglądać w scenografii klubu The Cavern, gdzie debiutowali, w telewizyjnym „The Ed Sullivan Show”, kiedy podbijali Amerykę, a także na stadionie Shea, gdy kończyli koncertową karierę.

Aby uchwycić charakterystyczne gesty i ruchy, wynajęto i sfilmowano zespół naśladujący liverpoolczyków. Na tym etapie przygotowań Olivia Harrison, wdowa po George’u, zdała sobie sprawę, że gra może zmienić wyobrażenie o wizerunku grupy wszech czasów.

– To tak, jakby fani z lat 60. utożsamiali bitelsów z animacjami z filmu „Yellow Submarine” – powiedziała. Dlatego stworzyła specjalną grupę plastyków, którzy pracowali z archiwalnymi zdjęciami męża..., używając suwmiarki. Yoko Ono robiła awantury, bo Lennon z komputera miał „niewidzące” oczy.

Odnaleziono też wszystkie modele instrumentów, na jakich grali bitelsi. Ale trzeba było też stworzyć nowe wideoklipy do nagrań, które wykonali tylko w studiu – m.in. „Helter Skelter”.

Nie da się ukryć, że naśladowanie bitelsów jest niezwykle trudne. Trzeba zaśpiewać piosenki złożone z trzech osobnych partii wokalnych. Wskazówki, co robić, wyświetlają się na ekranie. Zgodność wykonania z oryginałami jest oceniana przez komputer i punktowana.

Najbardziej sceptyczny jest Ringo Starr: – Gry stają się obecnie najwa- żniejsze w show-biznesie, ale ja nie potrafiłbym jednocześnie patrzeć na ekran i grać. A dzieciaki, które mogą być najlepszymi graczami komputerowymi, nie dadzą dobrego koncertu.

– Kiedy zaczynaliśmy, nie było kaset – tłumaczy McCartney. – Musieliśmy z Johnem zapamiętać wszystko, co skomponowaliśmy. Potem wymyślono magnetofony dwu- i czterościeżkowe. Stereo zastąpiło mono, a CD – płyty winylowe. Ale najważniejsza była zawsze muzyka. I to się nie zmienia. Mam nadzieję, że młodzi, którzy nauczą się grać nasze piosenki, powiedzą kiedyś tak jak my: napiszmy coś własnego!

Bitelsi po raz kolejny wyprzedzają ducha czasu. A najlepiej dowodzi tego zapowiadana na koniec września nowa płyta Pearl Jam, która ukaże się jednocześnie w dwóch formatach – CD i gry komputerowej „Rock Band”.

[srodtytul]Świetne reedycje[/srodtytul]

Dla zwolenników tradycyjnych form słuchania muzyki gratką mają być wznowienia albumów z udoskonalonym cyfrowo dźwiękiem. Ostatnia edycja płyt ukazała się w 1987 r., od tego czasu nastąpił w przemyśle fonograficznym kolosalny postęp.

Obecne wersje piosenek są efektem kilkuletniej pracy fachowców ze studia Abbey Road. Brzmią fenomenalnie i zostały opatrzone bonusowymi filmami o sesjach nagraniowych.

Kolekcja wychodzi w kilku wersjach, również w mono, bo mało kto dziś pamięta, że oryginalne piosenki, włącznie z „białym albumem”, nagrano właśnie w tym systemie. Koneserzy wciąż uważają je za najlepsze.

Ale serial bitelsowski się nie skończył. Anonsując wydanie gry komputerowej, Macca i Starr zapowiedzieli płytę w duecie.

Wiadomo też, że nie będzie ugody w kwestii praw do nagrań bitelsów, które w 1985 r. kupił Michael Jackson, potem odsprzedając 50 procent udziałów koncernowi Sony za 110 mln dolarów. Zgodnie z amerykańskim ustawodawstwem wrócą one do McCartneya dopiero w 2017 r., kiedy będzie miał 76 lat. Dziś wartość katalogu szacowana jest na 1,7 mld dolarów.

A czy więcej płyt sprzedadzą bitelsi czy Michael Jackson, przekonamy się już pod koniec roku.

[i]Wypowiedzi za „The New York Times”, „Billboard” i BBC[/i]

Nienawidzę reklam, ale film promujący grę „Rock Band: The Beatles” zrobił na mnie wielkie wrażenie. Klatka znana z okładki „Abbey Road” ożyła. Lennon, Macca, Harrison i Starr zeszli z zebry na chodnik, a za nimi ruszył tłum roztańczony w rytmie „Come Together”.

Kiedy dziecko podało gitarę Harrisonowi, żeby znowu zagrał, i gdy zobaczyłem w zbliżeniu uśmiechniętą twarz Lennona – przeszły mnie ciarki. Poczułem, jakby wrócili z zaświatów. Slogan „Spotkaj bitelsów” wybudza z kolorowego snu. Przypomina, że najwspanialsze nawet piosenki są częścią wielkiego muzycznego biznesu.

Pozostało 91% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla