Premiera w Gran Teatre del Liceu to kolejny etap wędrówki "Króla Rogera" po Europie. W ostatnich kilkunastu miesiącach wystawiono go w Teatrze Maryjskim w Petersburgu, na festiwalach w Edynburgu i Bregencji, w Operze w Bonn oraz paryskiej Opera Bastille. Żaden utwór sceniczny polskiego kompozytora nie cieszył się dotąd takim zainteresowaniem, trudno wskazać w ogóle inną XX-wieczna operę, która w tym roku miałaby tyle premier.
Co będzie dalej? Nie ma racji bytu powtarzana przez lata opinia, że "Król Roger" jest obdarzony wspaniałą muzyką, ale kompletnie nie nadaje się do teatru. Nie znaczy to wszakże, iż wszedł już do światowego kanonu operowego. Inscenizatorzy nadal muszą dokładać starań, by jego pogmatwana symbolika stała się czytelna i atrakcyjna dla dzisiejszego widza. Nie powinni postępować jak Krzysztof Warlikowski, który w Paryżu opowiedział głównie o swoich lękach i strachach, zaciemniając w ten sposób jeszcze bardziej sens dzieła.
[srodtytul]Trzy kolory [/srodtytul]
W Barcelonie Brytyjczyk David Pountney poszedł przeciwną drogą. Dla Polaków spektakl może wydać się zbyt prosty. My wiemy, że "Król Roger" zrodził się z fascynacji kompozytora średniowieczną Sycylią, że jest w nim konflikt między ascetycznym, średniowiecznym chrześcijaństwem a radosnym, dionizyjskim antykiem. I że patrząc na surowe oblicze Chrystusa w bizantyjskiej katedrze w Palermo, Szymanowski dostrzegł pociągający go wizerunek pięknego młodzieńca, bo o tym także jest "Król Roger".
[b] Walka o rząd dusz [/b]