Był rok 1970. Rewolucja hipisowska chyliła się ku upadkowi. Triumfalną manifestację wolności w Woodstock przesłoniły wydarzenia z koncertu The Rolling Stones w Altamont w 1969 r., gdzie doszło do rozlewu krwi.
Klęskę ruchu dzieci kwiatów potwierdzał też przebieg trzeciej edycji angielskiego festiwalu na Isle of Wight. Pierwsza, w 1968 r., była skromnym jubileuszem lokalnego klubu pływackiego. Druga ściągnęła 150 tysięcy fanów. Na trzecią – z udziałem The Doors, Jimiego Hendriksa, Juthro Tull, Ten Years After, Milesa Davisa, The Who, Joan Baez i Leonarda Cohena – przyjechało 600 tysięcy młodych ludzi. Jak wspomina dokumentalista Murray Lerner, który upamiętnił koncert kanadyjskiego barda, brakowało jedzenia, napojów, padał deszcz. Ludzie byli niewyspani, zmarznięci, pod wpływem narkotyków.
[srodtytul]Płonąca scena[/srodtytul]
Kością niezgody między młodzieżą a producentami festiwalu były płatne karnety. Lerner podkreśla, że kosztowały tylko 3 funty, jednak płacenie kojarzyło się buntownikom z kapitalizmem, który kontestowali. Napięcie eskalował mur oddzielający miejsce koncertu od dzikiego pola namiotowego. Fani wdrapywali się na scenę, odbierali artystom mikrofony i wygłaszali przemówienia. Kris Kristofferson obrzucony butelkami musiał uciekać.
– Ludzi denerwowało słabe nagłośnienie – wspomina. – Ci z tyłu nic nie słyszeli, więc się wściekali. I zagłuszali muzykę siedzącym z przodu. Surrealizm!