Gabriela Kulka to artystka o niespożytych siłach, niektórzy mówią o niej, że ma muzyczno-sceniczne ADHD. Występuje nie tylko solo, ale także z grupą Baaba, z którą śpiewa między innymi metalowe standardy Iron Maiden! Wzięła udział we wspólnej trasie koncertowej z Czesławem Śpiewa i zespołem Dick4Dick. Do niedawna znana była tylko wąskiemu gronu odbiorców muzyki niezależnej, ale to się ostatnio zmienia – udowodniła, że ambitna piosenka może być popularna.
W ubiegłym roku Kulka wydała aż dwa albumy – sygnowany własnym nazwiskiem „Hat Rabbit” i nagrany razem z Kuczem „Sleepwalk”. To płyta nieco inna od tego, co wokalistka proponowała wcześniej. Co prawda, nadal słychać tu jej charakterystyczny wysoki, podobny do Kate Bush, głos, ale od strony muzycznej to zupełnie inna produkcja. Choć nie brakuje na niej akustycznych instrumentów, na których grał producent Bogdan Kondracki (niegdyś filar słynnego Kobonga, później współpracownik m.in. Ani Dąbrowskiej), to zdominowały ją elektroniczne brzmienia, które wyszyły spod dłoni Konrada Kucza. A to jeden z najbardziej zasłużonych muzyków niezależnej sceny ambientowej ostatnich 20 lat: wydaje solowe płyty, pisze dla teatru i telewizji, współtworzył znaną formację Futro. Kucz potrafił wyczarować ze swoich syntezatorów i komputerów elektroniczne dźwięki, które jednak nie rażą sztucznością, nie brzmią syntetycznie, są organiczne i naturalne.
Muzyka Kulki i Kucza nie daje się jednoznacznie zaklasyfikować. Są w niej elementy wodewilowe („Dead Yet”), nie brak chilloutowych, przestrzennych kompozycji (np. „The Clock”), transowych triphopowych numerów („Keep it Down”), nowoczesnych klubowych kawałków („Celluloid”). Są nawet piosenki w klimacie Anny Jantar („International Man of Misery”)! Brzmi to wszystko spójnie i słychać wyraźnie, że poszczególne piosenki mają jednorodną brzmieniową koncepcję. Naprawdę fajna muzyka.
[i]Kucz/Kulka, Fabryka Trzciny, ul. Otwocka 14, bilety: 55 zł, rezerwacje: tel. 22 818 60 39, piątek (15.01), godz. 20.30[/i]