Są pogodne i łagodne, przyjemne dla ucha, lekkie i modnie zaaranżowane. Seigner najwyraźniej traktuje muzykę jak źródło przyjemności, a nie artystyczne wyzwanie. Melodie ucieszą miłośników francuskiej piosenki, a nowoczesne produkcje zadowolą fanów popu. Zresztą „Dingue” jest dobra dla każdego, komu potrzeba rozweselenia i optymizmu Nawet areszt domowy może się przy niej wydać znośny, szczególnie mężczyźnie, do którego - co nietrudno zgadnąć - część utworów jest adresowana.
Otwierająca płytę tytułowa „Dingue” zaczyna się od słów: „Jestem stuknięta, wszyscy mówią, że jestem stuknięta. Ty jeden odróżniasz mnie od reszty wariatów”. To przewrotne wyznanie Seigner nie tyle wyśpiewała, co powiedziała, balansując na granicy powagi i pastiszu piosenki, której muzyczna struktura jest niemal nieobecna - słychać tylko rytmicznie potrącane struny gitary. „Le Jour Parfait” ma w sobie coś z brytyjskiego rocka, ale pozbawionego ostrości, przypomina dzikie zwierzę po latach spędzonych w ogrodzie zoologicznym.
Bo też piosenka nie opowiada o uczuciowej karuzeli, tylko o idealnym dniu, z którym najlepiej nic nie robić. Poleniuchujmy, przytrzymajmy ulotną przyjemność - namawia Seigner. Jednak w „Le Fantome” i „Jamais D'Autres Que Moi” radosny nastrój ustępuje miejsca tęsknocie. „Twoje ramiona mnie opuściły” - żali się aktorka. „Alone in Barcelone” jest wspomnieniem samotnego pobytu w Barcelonie, ale w piosenka nie nosi śladów rozpaczy, zachowały się w niej słoneczne promienie i uśmiech.
Dobry humor musiała mieć też śpiewając „Qui Etes-Vous Monsieur?, którą nagrała z Romanem Polańskim. Utwór przypomina dialog, który mógłby efektownie rozpocząć albo zakończyć film. Ona pyta: „Kim pan jest i co tu robi?”, na co on odpowiada: „Jestem uosobieniem miłości”. Ona zapewnia, że go nie zna, on - że jeszcze wczoraj wyznawała mu uczucia.
Seigner przeplata melancholię i żarty, stara się, by muzyka nie brzmiała zbyt serio. Nie ma wielkich możliwości głosowych, ale umie budować nastrój i to wystarcza.