Reklama

Polański śpiewa na nowej płycie żony

Tytuł wydanego właśnie albumu Emmanuel Seigner „Dingue” znaczy „wariat” i podpowiada, że piosenki powstały z przymrużeniem oka

Publikacja: 12.02.2010 10:33

„Dingue” Emmanuelle Seigner, Sony Music, 2010

„Dingue” Emmanuelle Seigner, Sony Music, 2010

Foto: sony music

Są pogodne i łagodne, przyjemne dla ucha, lekkie i modnie zaaranżowane. Seigner najwyraźniej traktuje muzykę jak źródło przyjemności, a nie artystyczne wyzwanie. Melodie ucieszą miłośników francuskiej piosenki, a nowoczesne produkcje zadowolą fanów popu. Zresztą „Dingue” jest dobra dla każdego, komu potrzeba rozweselenia i optymizmu Nawet areszt domowy może się przy niej wydać znośny, szczególnie mężczyźnie, do którego - co nietrudno zgadnąć - część utworów jest adresowana.

Otwierająca płytę tytułowa „Dingue” zaczyna się od słów: „Jestem stuknięta, wszyscy mówią, że jestem stuknięta. Ty jeden odróżniasz mnie od reszty wariatów”. To przewrotne wyznanie Seigner nie tyle wyśpiewała, co powiedziała, balansując na granicy powagi i pastiszu piosenki, której muzyczna struktura jest niemal nieobecna - słychać tylko rytmicznie potrącane struny gitary. „Le Jour Parfait” ma w sobie coś z brytyjskiego rocka, ale pozbawionego ostrości, przypomina dzikie zwierzę po latach spędzonych w ogrodzie zoologicznym.

Bo też piosenka nie opowiada o uczuciowej karuzeli, tylko o idealnym dniu, z którym najlepiej nic nie robić. Poleniuchujmy, przytrzymajmy ulotną przyjemność - namawia Seigner. Jednak w „Le Fantome” i „Jamais D'Autres Que Moi” radosny nastrój ustępuje miejsca tęsknocie. „Twoje ramiona mnie opuściły” - żali się aktorka. „Alone in Barcelone” jest wspomnieniem samotnego pobytu w Barcelonie, ale w piosenka nie nosi śladów rozpaczy, zachowały się w niej słoneczne promienie i uśmiech.

Dobry humor musiała mieć też śpiewając „Qui Etes-Vous Monsieur?, którą nagrała z Romanem Polańskim. Utwór przypomina dialog, który mógłby efektownie rozpocząć albo zakończyć film. Ona pyta: „Kim pan jest i co tu robi?”, na co on odpowiada: „Jestem uosobieniem miłości”. Ona zapewnia, że go nie zna, on - że jeszcze wczoraj wyznawała mu uczucia.

Seigner przeplata melancholię i żarty, stara się, by muzyka nie brzmiała zbyt serio. Nie ma wielkich możliwości głosowych, ale umie budować nastrój i to wystarcza.

Reklama
Reklama

[i]

„Dingue” Emmanuelle Seigner, Sony Music, 2010[/i]

Są pogodne i łagodne, przyjemne dla ucha, lekkie i modnie zaaranżowane. Seigner najwyraźniej traktuje muzykę jak źródło przyjemności, a nie artystyczne wyzwanie. Melodie ucieszą miłośników francuskiej piosenki, a nowoczesne produkcje zadowolą fanów popu. Zresztą „Dingue” jest dobra dla każdego, komu potrzeba rozweselenia i optymizmu Nawet areszt domowy może się przy niej wydać znośny, szczególnie mężczyźnie, do którego - co nietrudno zgadnąć - część utworów jest adresowana.

Reklama
Kultura
Lech Majewski: Mamy fantastyczny czas dla plakatu. Nie boimy się AI
Kultura
Hockney, Cézanne, Niki de Saint Phalle i Cartier. Wakacyjne wystawy w Europie
Kultura
Polka wygrała Międzynarodowe Biennale Plakatu w Warszawie. Plakat ma być skuteczny
Kultura
Kendrick Lamar i 50 Cent na PGE Narodowym. Czy przeniosą rapową wojnę do Polski?
Patronat Rzeczpospolitej
Gala 50. Nagrody Oskara Kolberga już 9 lipca w Zamku Królewskim w Warszawie
Reklama
Reklama