Muzyczna szczerość w duecie

Dwaj panowie — producent i śpiewający gitarzysta — wpadli na siebie na duńskim festiwalu. Wymienili komplementy, po czym nagrali album o niebo lepszy niż głośne premiery tej wiosny

Publikacja: 04.05.2010 11:29

„Broken Bells” Broken Bells, Sony Music, 2010

„Broken Bells” Broken Bells, Sony Music, 2010

Foto: materiały prasowe

Takie płyty, jak „Broken Bells” pożycza się niechętnie. Już pierwsze przesłuchanie uruchamia psi odruch zakopywania kości — chęć natychmiastowego ukrycia się z bezcennym znaleziskiem w miejscu, gdzie będzie można cieszyć się nim bez końca i z nikim nie dzielić. Tym bardziej, że ta muzyka nie znosi zgiełku — piosenki domagają się uwagi, nawet wyłączności, mimo że są niepozorne.

Dziesięć utworów duetu Broken Bells to wspaniały pop: nie ten plastikowy i głupi, tylko szlachetny i szczery, wysublimowany, a jednocześnie przystępny. Tym ciekawszy, że stworzony przez dwóch mężczyzn, którzy nagrywając piosenki odsłonili swą subtelną stronę, ale nie popadli w melancholię ani ckliwe balladowe tony.

Świetnie słucha się muzyki, która powstała bez wyrachowania czy próby przypodobania się komuś. James Mercer i Danger Mouse robią swoje — nie zależy im, by wpisać się w jakiś nurt, ale też nie uciekają od etykiet. Wyraźnie słychać, jaka muzyka ich inspiruje, ale bogactwo odniesień jest tak duże, że świadczy wyłączne o erudycji i braku kompleksów. Nie wstyd pożyczać, gdy się wie, jak stworzyć coś własnego.

Piosenki tworzą wyrównaną kombinację: przynoszą przyjemność i odrobinę bólu. Unosi się nad nimi mgiełka smutku. Mercer i Danger Mouse zadbali o idealne proporcje i lekkość utworów, choć postawili na skomplikowaną instrumentalizację. „Vaporize” zaczyna się od śpiewu i gitary, później na raz wkraczają bębny, bity i organy, stylizowane na lata 60. chórki, a bliżej końca pojawiają się też elektroniczne dodatki. „Your Head Is On Fire” rozpoczyna się w zwolnionym tempie, brzmi jak futurystyczna ścieżka dźwiękowa z wyprawy w kosmos, ale stopniowo cofa się w czasie do hippisowskich ballad — ożywia tamten klimat marzeń o idealnej harmonii.

Dużo nowocześniejszy jest „The Ghost Inside”, to za sprawą bitów przypominających twórczość Danger Mouse'a w Gnarls Barkley. Brzmią jak potężna baza, celowo kontrastująca z wysokim, niemal kobiecym śpiewem Mercera. „Sailing to Nowhere” to powrót do aranżacji z lat 70. — ma klimat kołysanki. Podobnie brzmi przepiękna „Citizen”, w której królują smyczki i tamburyny. Szybko trącany bas w „Mongrel Heart” nawiązuje do lat 80., ale tylko w pierwszej części — później trąbki i metaliczne gitary budują nastrój muzyki filmowej.

Ten krążek jest jak pocztówka ze świata muzyki, którym rządzi szczęśliwy zbieg okoliczności i wyobraźnia, a nie format i kalkulacja.

„Broken Bells” Broken Bells, Sony Music, 2010

Słuchaj na [link=http://www.youtube.com/brokenbells]www.youtube.com/brokenbells[/link]

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"