Pewnie tak, ale ja nie lubię tworzenia takich podziałów. Kino amerykańskie czerpie z kina europejskiego całymi garściami. Wielu amerykańskich reżyserów ma europejskie korzenie, dosłownie, bo przed albo po wojnie przyjechali z Europy. No i niemal wszyscy czerpią stąd inspiracje, nawet Tarantino. Nie sądzę, żeby w sztuce dało się ustanowić granice. Najróżniejsze wpływy muszą się przenikać i krzyżować. W Ameryce przemysł filmowy i telewizja mają do dyspozycji większe pieniądze – w tym sensie różnica, oczywiście, jest. Ale czy to automatycznie oznacza, że droższy znaczy lepszy? Nie sądzę. A utalentowani artyści są wszędzie.
[b]W serialu „Internat”, francuskiej wersji hiszpańskiego pierwowzoru, gra pani jedną z głównych ról. Na festiwalu w Monte Carlo miała pani promować właśnie „Internat”, ale okazało się, że serial nie będzie dalej kręcony i po pierwszym sezonie praktycznie kończy żywot.[/b]
Naprawdę szkoda. Tym bardziej że „Internat” podobał się widzom. W jego obronie protestowali internauci, ale decyzja o zakończeniu produkcji jednak zapadła. To jest moja pierwsza od wielu lat, duża telewizyjna rola. Najbardziej zachęciło mnie do jej przyjęcia to, że postać, którą zagrałam, Elsa Lendorff, dyrektorka szkoły, przechodzi ciekawą ewolucję. Na początku widzowie poznają ją jako osobę surową, trochę zimną. Potem okazuje się, że jest wrażliwa i ukrywa rany z przeszłości. Ucieszyła mnie też możliwość pracy z młodzieżą. No i charakter tej produkcji, która różni się od typowych francuskich seriali. „Internat” to serial odważny, z elementami horroru i komedii, z aurą tajemniczości, która szczególnie mi się podoba.
[b]Dla aktorów taka sytuacja jest pewnie frustrująca. Czuje się pani rozczarowana?[/b]
Biorąc pod uwagę, że „Internat” po jednym sezonie schodzi z ekranów – tak. Ale bardziej ogólnie, jako aktorka, nie czuję się sfrustrowana. Nie analizuję swojej kariery tak bardzo pod kątem sukcesów i porażek. Myślę, że jestem w dobrym punkcie: mogę łączyć pracę w teatrze, w filmach i telewizji. Jestem w trakcie realizacji bardzo ciekawego i prestiżowego przedsięwzięcia. Chodzi o „Any Human Hearts” – czteroczęściowy film dla angielskiej telewizji na podstawie powieści Williama Boyle’a i według jego scenariusza. To wspaniała historia o bardzo ciekawym człowieku, pisarzu, obejmująca niemal cały wiek XX i rozgrywająca się na różnych kontynentach. Swoje odzwierciedlenie znalazły w niej najważniejsze i najbardziej przełomowe momenty z historii najnowszej. Wspaniała, przekrojowa i wzruszająca opowieść, do tego wielkie przedsięwzięcie, robione z rozmachem, w gwiazdorskiej obsadzie. W filmie występują m.in. Matthew Macfadyen, Kim Cattrall i Gillian Anderson.