[b]Skoro mówimy o Borysie Lankoszu... W ostatnim czasie pojawiło się kilku ciekawych twórców średniego pokolenia: obok Lankosza – Smarzowski, Wrona, Borowski, Piekorz, Lechki. Ale co będzie dalej? Panuje opinia, że średniemu pokoleniu najtrudniej dostać pieniądze.[/b]
Po udanym debiucie nikt nie ma problemu z drugim filmem. Magdalena Piekorz narzekała, ale przysłała nam trzy scenariusze i na wszystkie dostała promesy z PISF. Inna sprawa, co dzieje się dalej. Złożenie projektu i oczekiwanie, że manna spadnie z nieba, jest błędem. Coraz częściej jednak zdarzają się fantastyczni twórcy, którzy biorą sprawy w swoje ręce. Małgorzata Szumowska robi właśnie film w koprodukcji z Danią i Francją, kręci w Paryżu. Andrzej Jakimowski ma nowy, świetny projekt. Dostał z PISF promesę, szukając partnerów, był w Hiszpanii, Portugalii, teraz składa wniosek do Eurimages. Tędy droga. Trzeba być aktywnym, a nie chodzić i marudzić.
[b]Jakie są, pani zdaniem, największe sukcesy ostatnich pięciu lat?[/b]
Przekonanie prywatnych podmiotów, że wpłacanie pieniędzy do Instytutu ma sens. Namówienie samorządów do powołania regionalnych funduszy filmowych. Wydawało się to niemożliwe, a w ciągu półtora roku powstało ich 13. Za sukces uważam też demokratyzację systemu wspierania kina. Ludzie krytykują, jest źle, Odorowicz daje za mało albo za dużo pieniędzy, eksperci są beznadziejni. Ale system jest jawny. Wiadomo, jak funkcjonuje, każdą informację można znaleźć w Internecie. Niech sobie filmowcy przypomną sytuacje z przeszłości, gdy wszystko załatwiało się w Ministerstwie Kultury. Nie było wiadomo, kto się dostał do odpowiedniego gabinetu, co powiedział i co dla siebie uzyskał. My stworzyliśmy pierwszą w Polsce samorządną instytucję filmowców, której zazdroszczą nam inne środowiska twórcze.
[b]A co nie wyszło?[/b]