Pielęgnujemy tożsamość

Rozmowa z Henrykiem Gizą, pomysłodawcą i dyrektorem Festiwalu Muzyki i Sztuki Krajów Bałtyckich Probaltica w Toruniu

Publikacja: 28.04.2011 22:24

Pielęgnujemy tożsamość

Foto: Fotorzepa, Andrzej Goiński Andrzej Goiński

Probaltica doczekała pod pana kierownictwem wieku dorosłego...

Henryk Giza:

Tak,  festiwal osiągnął pełnoletność. Ja jestem pełnoletni od dłuższego czasu, więc staram się robić Probalticę dojrzale od pierwszej edycji. Obchodzę zresztą urodziny 1 maja, wtedy, kiedy co roku inaugurujemy festiwal. Ale prawdziwy jubileusz powinno się obchodzić po 20, a najlepiej 100 latach.

Co roku festiwal ma inny temat przewodni. Jaki będzie w tym roku?

Zwykle zauważamy rocznice, które przypadają na lata kolejnych edycji. Trudno nie zauważać też ważnych wydarzeń politycznych i społecznych, choć zwykle nie odwołujemy się do nich bezpośrednio. Parę lat temu 1 maja Polska wstąpiła do Unii Europejskiej, w tym roku odbędzie się beatyfikacja Jana Pawła II. Dedykujemy takim wydarzeniom na przykład koncert inauguracyjny. I tak w tym roku festiwal zainauguruje Kremerata Baltica, a wieczorem na Rynku Staromiejskim w Toruniu z okazji beatyfikacji zabrzmi m.in. pieśń „Barka".

Polacy znają twórczość innych krajów bałtyckich?

Zupełnie nie. Zresztą ani publiczność polska, ani mieszkańcy innych krajów bałtyckich nie znają dokonań artystycznych swoich sąsiadów, a to wielka szkoda. Podczas Probaltiki występowały między innymi łotewskie zespoły grające na kokle, tradycyjnym instrumencie z tego kraju. Słuchacze nie mieli pojęcia, co to za instrument, choć pewnie doskonale znają gitary hawajskie i marakasy z Meksyku. Dlatego uważam, że wszystkie dobre zespoły z regionu bałtyckiego powinny kiedyś wystąpić na toruńskim festiwalu. Festiwal jest potrzebny tym bardziej, że nadal to jedyny tego typu przegląd w Polsce i tej części Europy. Trafiają się albo festiwale regionalne, prezentujące twórczość dwóch sąsiadujących krajów, albo międzynarodowe. Dokonań krajów bałtyckich poza nami nikt nie prezentuje. A przecież poznając je, nie zatracimy swojej tożsamości w dobie globalizacji.

Artyści potrafią zachować tożsamość?

Właśnie to chcę pokazywać na festiwalu. Pokazuję kompozytorów, którzy pozostali twórcami identyfikującymi się ze swym narodem, choć czasem los zmusił ich do życia za granicą albo urodzili się poza krajem. Ani miejsce urodzenia, ani adres zamieszkania nie determinują ludzi, tylko to, co im w duszy gra. Jak Roman Maciejewski, prezentowany podczas poprzedniej edycji naszego festiwalu: urodził się w Berlinie, zmarł w Goeteborgu, a czuł się przecież Polakiem. Albo jak Chopin. Takich kompozytorów i wykonawców jest dużo więcej. Opuścili Polskę z różnych względów, ale wracali do niej – fizycznie albo w twórczości.

Kogo więc poznamy dzięki tegorocznej edycji Probaltiki?

Właśnie: poznamy. Choć to wybitny twórca, jest kompletnie nieznany w Polsce. Mieczysław Weinberg nie figuruje w naszych przewodnikach koncertowych i encyklopediach. To dziwne. Przecież do śmierci w 1996 r. w Moskwie zachował swoją tożsamość narodową. Słowa do swoich pieśni tłumaczył na język polski. Przez całe życie podpisywał się: Mieczysław. To jeden z najwybitniejszych kompozytorów XX wieku, wymieniany obok Szostakowicza i Prokofiewa. Weinberg napisał dużo więcej niż oni.

To znaczy?

Stworzył m.in. 22 symfonie i kilkanaście kwartetów, w sumie kilkaset utworów.

Wszystkie są w Polsce nieznane?

Ponad 90 procent jego muzyki nigdy nie było wykonywane w Polsce. Jedyne w zeszłym roku w Warszawie odbyło się prawykonanie jego – zakazanej w ZSRR – opery „Pasażerka" z librettem Aleksandra Miedwiediewa według powieści Zofii Posmysz. I tu ciekawostka: tę książkę ekranizował Andrzej Munk – była to ostatnia praca reżysera przed śmiercią.

A gdzie indziej Weinberg jest znany?

Niemcy zrobili mu monograficzny festiwal. Wydawnictwo muzyczne Sikorski z Hamburga wykupiło wszystkie prawa do jego utworów. Sprowadziłem je właśnie stamtąd. Podczas tegorocznej Probaltiki usłyszymy ich polskie prawykonania.

Jakie?

Najciekawsza jest bodaj jego VI symfonia. To monumentalne, pięcioczęściowe dzieło na orkiestrę symfoniczną, w trzech częściach występuje chór chłopięcy, a całość wymaga udziału ośmiu perkusistów. To ewenement. Szostakowicz po usłyszeniu tego utworu powiedział: szkoda, że nie jestem autorem tej symfonii. Zaprezentujemy też Koncert na skrzypce i orkiestrę smyczkową, który także nie był wcześniej grany. W roli solistki wystąpi tu młoda polska skrzypaczka, która kończy właśnie studia w Hamburgu, Ewelina Nowicka. Europejska Orkiestra Festiwalowa Probaltica wykona też Rapsodię na tematy mołdawskie Weinberga, krótką, ale efektowną.

To trudna muzyka?

Nie, bardzo wpada w ucho. Nie uwodzi od pierwszych taktów, ale kompozytor „rozkręca się" z każdą chwilą. Niektórzy smęcą od początku do końca, Weinberg buduje napięcie i najlepsze zostawia na finał. Stąd pewnie też to uznanie dla niego i zainteresowanie nim na świecie.

Dlaczego więc w Polsce Mieczysław Weinberg został praktycznie całkowicie zapomniany?

Jego utworów nie ma w kraju.

Dzieła Chopina i Szymanowskiego też były wydawane za granicą.

Ale w końcu trafiały do Polski. Prace Weinberga nie. Zadecydować też mogło żydowskie pochodzenie tego kompozytora. Wielokrotnie żydowscy twórcy spotykali się przecież nad Wisłą z szykanami. Poza tym łatwiej jest dziś wykonać symfonie Beethovena albo Mozarta niż współczesnych artystów. Dawne dzieła ma w swojej bibliotece każda filharmonia, współczesne trzeba czasem – jak my na festiwal – sprowadzać za ciężkie pieniądze z zagranicy. Takich postaci jak Weinberg jest wiele, będę je prezentował w kolejnych latach.

Ale nie tylko jego kompozycje zostaną wykonane na tegorocznej Probaltice...

Zaprosiłem m.in. Anatolijusa Šenderovasa, wybitnego litewskiego kompozytora, i 2 maja odbędzie się jego koncert monograficzny. Jego kameralna twórczość bardzo mi się spodobała, mam nadzieję, że i publiczność festiwalowa w niej zasmakuje. Oczywiście zagra też Europejska Orkiestra Festiwalowa Probaltica. To niepowtarzalny zespół, którego skład diametralnie zmienia się co roku – formują go wykonawcy kolejnych edycji festiwalu. Wpadłem na taki pomysł po festiwalach w Bayreuth, na które jeździłem jeszcze w czasach studenckich. Tam właśnie część uczestników festiwalu tworzyła rokrocznie zespół, który ćwiczył przez trzy tygodnie konkretny program. Członkowie naszej orkiestry dostali wcześniej nuty i ćwiczą od jakiegoś czasu, a tuż przed festiwalem spotkają się w Toruniu na wspólnych próbach. Poza tym wystąpi łotewska Kremerata Baltica z Lukasem Geniusasem, laureatem II nagrody na ubiegłorocznym Konkursie Chopinowskim. Zachęcam też do posłuchania Arsis Handbell Ensemble, wyjątkowego zespołu z Estonii. Oktet pod dyrekcją Aivara Mäe, dyrektora estońskiej Opery Narodowej, gra na dzwonach ręcznych.

Na festiwalu nie będzie tym razem Skandynawów?

Oczywiście, że będą. Choćby Gotlands Blasarkvintett ze Szwecji wykona wraz z polską Multicameratą i Art Vio z Litwy hymny i pieśni narodowe krajów bałtyckich w narodowe Święto Flagi, które przypada 2 maja. Podczas koncertu zaprezentujemy utwory wszystkich bałtyckich krajów – w ich językach narodowych – i ich flagi. Wszystko to odbędzie się na Rynku Staromiejskim, na plenerowej estradzie, by każdy mógł posłuchać. Zaprosiliśmy też Ensemble MidtVest z Danii. Jednego dnia zagrają dwa różne programy: klasyczny i koncert muzyki improwizowanej z jazzmanem Carstenem Dahlem.

Gdzie jeszcze będą odbywać się koncerty?

Na szczęście możemy liczyć na występy w kościołach – św. Jakuba i Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.  To doskonałe wnętrza – piękne, nadające podniosłą atmosferę, o doskonałej akustyce i mieszczące dużą publiczność. Muzyka zabrzmi też tradycyjnie w Dworze Artusa. Planujemy w sumie 17 koncertów – w Toruniu i Grudziądzu. Wstęp na toruńskie występy będzie bezpłatny, trzeba jednak odebrać na nie bezpłatne zaproszenia.

Zwykle koncertom na festiwalu towarzyszą taniec i sztuka. Tak będzie i tym razem?

Po raz kolejny w Toruniu wystąpi zespół Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Łodzi. Młodzi artyści zatańczą m.in. fragmenty baletu na podstawie bajki „Na jagody" Marii Konopnickiej do muzyki Romana Maciejewskiego. Wystawy niestety w tym roku żadnej nie będzie, wszystkie sale, w których odpowiednio moglibyśmy przygotować ekspozycję, w czasie festiwalu akurat będą w remoncie.

Jak zachęciłby pan melomanów do uczestnictwa w Probaltice w tym roku?

Nigdzie indziej nie usłyszą m.in. dzieł Mieczysława Weinberga – i to za darmo. Nagrań jego muzyki nie ma, nie jest wykonywana w filharmoniach. Rzadko pojawia się nawet za granicą. I tylko u nas pojawią się na jednym festiwalu zespoły z Danii, Estonii, Łotwy... Niektóre z nich zagrają po raz pierwszy w Polsce.

Nie ma nagrań i wykonań... To znaczy, że utwory, które rozbrzmiewają na Probaltice, żyją tylko tak długo jak festiwal?

W dużej mierze tak. Rejestracja i wydawanie muzyki są zbyt kosztowne. Co roku staramy się co prawda dokonać rejestracji jak największej ilości muzyki, w szczególności tej jeszcze nie prezentowanej w naszym kraju. Jednak następnie udaje nam się wydać w postaci albumów płytowych jedynie niewielką część. Trafia ona później do naszych mecenasów, a także ambasad i instytucji w wielu krajach europejskich, stanowi istotny dowód istnienia naszej bałtyckiej tożsamości.

rozmawiała ab

Probaltica doczekała pod pana kierownictwem wieku dorosłego...

Henryk Giza:

Pozostało 99% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"