Chwilo, trwaj...

Przychodzi taki czas... trzeba się pogodzić z myślą, że... To nie o niej. Nikt nie może jej mówić, jak żyć. Urszula Dudziak opowiada, jak do tego doszła

Aktualizacja: 20.01.2012 17:54 Publikacja: 20.01.2012 17:29

Urszula Dudziak: Chwilo, trwaj...

Urszula Dudziak: Chwilo, trwaj...

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Fragment

tekstu opublikowanego w styczniowym numerze magazynu Sukces

Lat 68. Wokalistka jazzowa. Nie zna ograniczeń. Interpretowała Bacha, Chopina, Paderewskiego. Pracowała m.in. z Krzysztofem Komedą, Michałem Urbaniakiem. Ciągle w biegu, między Warszawą a Nowym Jorkiem.

Leoś

Stara się jak najmniej zajmować swoje myśli tym, co wypada, a czego nie. To, co powinna robić, podpowiada jej... organizm.

Teraz na przykład mówi, że zdecydowanie za mało śpi. Czasem nawet krzyczy na nią z tego powodu. – Nazwałam go, to znaczy mój organizm, Leosiem. Szukałam imienia, które nie będzie przywodziło na myśl żadnych wspomnień – opowiada Urszula Dudziak. – Niektórzy mówili mi później, że kojarzy się im z Leonidem Breżniewem. Ale ja nie mam takich skojarzeń.

Słucha więc swojego Leosia, nawet gdy robi jej awantury. Tłumaczy mu, że czasem szkoda czasu na spanie. Dlatego usypia naprawdę późno. I wstaje o świcie, co akurat przychodzi z wiekiem, bo kiedyś wołami nie można było zwlec jej z łóżka. Gdy miała „naście" lat, mama wylewała jej o poranku garnek wody na głowę, kiedy miała wstać do szkoły, bo nic innego nie działało.

Torturuje swoje ciało. Ale z czułością. Nie biega w maratonie, ale gra świetnie w tenisa. W domu ma trampolinę. Skacze na niej codziennie, bo to jest dobre na stawy, na krążenie. Ma też swoje ćwiczenia oddechowe. Śpiewa, gra na gitarze i – jak mówi – lata wszędzie na piechotę. – Pewnie gdybym miała kilka lat, psycholog szkolny zdiagnozowałby u mnie ADHD i kazał rodzicom dawać mi krople na uspokojenie – żartuje.

Ładne rzeczy

Przekonuje, że kipiąca w niej energia bierze się ze stanu umysłu. Od lat jest wierna zasadzie, którą przez przypadek kiedyś usłyszała: What you pay attention to, grows. – Czyli to, na czym skupiam swoją uwagę, rośnie. Kiedy zwracam uwagę na ładne rzeczy, one stają się jeszcze ładniejsze. A gdy powtarzam sobie, że jest mi dobrze, to... jest mi jeszcze lepiej – tłumaczy.

Jak do tego doszła? Metodą na czas. Człowiek całe życie pracuje nad sobą. Ona też święta nie jest, czasem dopadają ją katastroficzne myśli. Gdy córka leci samolotem czy długo nie dzwoni. I kiedyś właśnie przeczytała, że jeśli ktoś ma taką obsesję, to powinien za każdym razem, kiedy pojawia się zła myśl, powiedzieć kategoryczne: stop it! Pierwszego dnia powtórzy to trzy tysiące razy, za dwa tygodnie – 200 razy. I będzie powtarzał te słowa tak długo, aż uwierzy, że ma władzę nad swoim mózgiem. To jest właśnie autosugestia. Ten patent sprzedałaby ludziom, którzy mówią: tak mi źle, mam depresję. Zresztą Konwicki kiedyś dobrze powiedział: ja nie miewam depresji, bo to jest strasznie nudne.

Nie wypada

– Nie ma nic piękniejszego, jak odkrywanie w sobie fajnych rzeczy. Tak, myślę, że właśnie do tego dojrzewam. Najgorszą rzeczą jest pozwolić na to, by ktoś włożył nas w pancerz stereotypów – mówi. I wspomina, że kiedyś była bardzo wrażliwa na ludzkie oceny. Z wiekiem wyrobiła w sobie dystans. Kiedyś wstydziła się komplementów. Myślała, że nie zasługuje na nie. Chciała za wszystko przepraszać, truchlała. Tak jak wtedy, gdy ukazywały się recenzje w Ameryce, a prestiżowy „Down­Beat Magazine" porównał ją do Elli Fitzgerald. – Do genialnej Elli Fitzgerald! Zupełnie nie potrafiłam się w tamtej sytuacji odnaleźć – wspomina.

Pewność siebie przyszła w jej przypadku z czasem i olbrzymi udział w jej budowaniu miał Jurek Kosiński. Powtarzał jej, że jest geniuszem, tycjanową pięknością. Powtarzał to i powtarzał, aż ją odmienił. Rozebrał z kolejnych warstw wątpliwości i kompleksów do naga.

Kiedyś bardzo ważnymi słowami były dla niej: nie wypada. Gdy wspomina siebie z tamtych czasów, zastanawia się, jak w ogóle mogła tak myśleć. A jednak... Gdy przyjechała do Stanów, rozglądała się po ulicy z rozdziawionymi ustami. Wyrywało jej się co chwila: jak ona może paradować w mini, ma w końcu z sześćdziesiątkę na karku i ze 20 kilo nadwagi! Nie wypada, nie wypada!

Dziś jest inna. Zmieniła ją właśnie ta Ameryka i Jurek Kosiński. – Żyję szczęśliwie, mam w sobie lekkość. Kiedyś miałam gulę w gardle, nie mogłabym, ot tak, rozmawiać swobodnie, bo zajęta byłabym ważeniem słów – przekonuje Urszula Dudziak.

Dojrzewanie

Nie robi nic specjalnie szalonego, ekstrawaganckiego. Tak przynajmniej twierdzi. Co innego „iks" lat temu. Gdy jej córki, Kasia i Mika, były w podstawówce, prosiły: mamo, nie przychodź po nas do szkoły, a najlepiej poczekaj za rogiem. – To dlatego, że zrobiłam sobie włosy na Roda Stewarta, ufarbowałam na paprykowy kolor i prawdopodobnie wyglądałam jak strach na wróble – śmieje się.

Cenię stan, w którym jestem. Powiedziałam kiedyś córce: masz psa, jak trzeba, zajmę się nim, przypilnuję, ale na tym koniec. To samo dotyczy dzieci

To było wtedy, gdy powoli wychodziła ze skorupy. Chciała koniecznie zaistnieć, dowiedzieć się, kim jest. Bo gdy wcześniej była z Urbaniakiem, to on wszystko robił świetnie. A ona? Potrafiła tylko śpiewać. I to „średnio-miernie". – Myślałam o sobie w kategoriach nieudacznika. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym żyć bez Michała i nawet nie zauważałam, że podobam się innym mężczyznom – wspomina. Dopiero dziś, gdy ogląda stare filmy z koncertów i prób, myśli sobie: ten facet musiał być we mnie beznadziejnie zakochany, a tamten ciągle się na mnie gapił.

Nie miał jej też kto z błędnego myślenia wyprowadzić. – Michał był zajęty naszą karierą, nie zwierzałam mu się, jak źle o sobie myślę. Zresztą nie zrozumiałby tego – mówi. Dziś są z Michałem Urbaniakiem w przyjaźni, choć sporo sobie w życiu napsuli, nabroili. Ona wiele spraw lepiej teraz rozumie, nabrała dystansu. To piękna strona jej wieku.

Rola życia

Urszula Dudziak w roli babci na pełny etat? Że co? Jak? Powiedziała córce jakiś czas temu: masz psa, to jest twój zwierzak. Jak trzeba, zajmę się nim, przypilnuję, ale na tym koniec. To samo dotyczy dzieci. Nie zamierza nikogo wyręczać w byciu mamą. – Cenię ten stan, w którym jestem. Dlatego nie szukam faceta na siłę, choć wiem, że się podobam i pewnie mogłabym się z kimś związać – przekonuje. Nikt więcej nie jest jej tak bardzo do szczęścia potrzebny. Ma przyjaciół, projekty. Jest zajęta.

Nie patrzy wstecz. OK, czasem lubi sobie pogdybać, ale to nie wywołuje w niej stresu. Szaleństwa? Lubi popisywać się przed kamerą. I tylko czasem czuje się niedoceniona przez reżyserów. – Zazdroszczę Michałowi Urbaniakowi, że zagrał w filmie Trzaskalskiego – mówi pół żartem, pół serio.

Prawie skończyła pisać książkę. Ale ostatnio Michał wydał swoją, więc ona z publikacją poczeka. Teraz książkę dopieszcza, bo musi być tak wspaniała jak autorka. Musi wzruszać, zmuszać do refleksji, do śmiechu, płaczu.

Jest w takim momencie życia, że często sobie powtarza: chwilo, trwaj....

Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy