Swoją najsłynniejszą powieść "Buszujący w zbożu" – historię zbuntowanego nastoletniego Holdena – Jerome David Salinger napisał w 1951 roku. 14 lat później tajemniczo i całkowicie zniknął z życia publicznego, wyprowadził się z Nowego Jorku i zaszył w małej wiosce Cornish.
Choć od tamtej pory sprzedano 60 mln egzemplarzy książki i wielu dziennikarzy chciało przeprowadzić z nim wywiad — nikomu się to nie udało. Poza jednym wyjątkiem — uczennicą, która w 1953 roku przyszła z prośbą o rozmowę do szkolnej gazetki. Zgodził się. Potem to z tą dziewczyna rozmawiały z dziesiątki dziennikarzy, pragnących dowiedzieć się czegokolwiek o Salingerze.
Mimo wielu udokumentowanych niepowodzeń w kontaktowaniu się z amerykańskim pisarzem, po latach postanowił go odnaleźć Frédéric Beigbeder, francuski pisarz, autor reklam, prezenter telewizyjny — postać barwna i interesująca. Jest równie istotnym bohaterem tego filmu. Kiedy rozpoczynały się zdjęcia do filmu Salinger miał 88 lat, niemal połowę z nich spędził z dala od blasku jupiterów. Dla celebryty Beigbedera, to pewnie nie do pojęcia...
- Gdyby nie on, niczego bym nie napisał — deklaruje w filmie Beigbeder. — Nigdy nie zapomnę tej książki, dzięki niej zrozumiałem, czym jest literatura. To głos, który radzi: lepiej nikomu nic nie opowiadaj, bo jak opowiesz — będziesz tęsknił.
Nie ma wątpliwości, zmarły w 2010 roku w wieku 91 lat Salinger, do ostatnich dni budził wiele emocji i nadal inspiruje kolejne pokolenia pisarzy. Beigbeder rozmawia z kolegami po fachu, m.in. autorem „Trzynastu minut" Nicolasem Reyem, Erikiem Neuhoffem („Ślepy traf"), a także z Marie Darrieussecq, która napisała „Truizm". W filmie opowiada, że nauczyła się od Salingera budowy zdań.