Reklama
Rozwiń

Port of Morrow to najlepszy album The Shins

Nowy album grupy The Shins jest mniej folkowy, bardziej przebojowy. Już święci triumfy w Ameryce - pisze Jacek Cieślak

Aktualizacja: 16.04.2012 09:13 Publikacja: 16.04.2012 08:58

Port of Morrow to najlepszy album The Shins

Foto: materiały prasowe

The Shins od dawna są uważani za specjalistów od spraw ostatecznych. Lider James Mercer pozwala oswoić się ze śmiercią, a i pomóc odprawić w zaświaty tych, którzy nie dali sobie rady z życiem.

Zobacz na Empik.rp.pl

Piosenka „The Past and Pending" z debiutanckiej płyty zespołu „Oh, Inverted World" (2001) została wybrana na ilustrację muzyczną ceremonii pogrzebowej jednego z aktorskich talentów  młodego pokolenia, Heatha Ledgera.

Nowa płyta też jest o śmierci. Opisuje cienką linię dzielącą jutro od przyszłości, której część z nas nie doświadczy. – Nieopodal drogi, którą przejeżdżam w rodzinnym Oregonie, jest kierunkowskaz Port of Morrow (Port Jutra) – mówi James Mercer. – Zawsze się zastanawiałem, co tam jest. Pisząc piosenkę, zdałem sobie sprawę, że przyszłość oznacza dla nas śmierć. A w miejscu, o którym śpiewam, mieści się ponury, przemysłowy port.

Właściwie debiut nowej płyty The Shins na trzecim miejscu „Billboardu" jest nie sukcesem, ale porażką. Przecież poprzedni album – „Wincing A Night Way" – debiutował na drugim miejscu, a w pierwszym tygodniu sprzedano 120 tys. egzemplarzy. Był to największy hit słynnej niezależnej wytwórni Sub Pop. To ona uratowała piosenki „Oh, Inverted World" z kompletnej niszy, gdy zostały wydane w limitowanym nakładzie, wyłącznie na płycie winylowej.

Ostatnio Mercer zachowuje się jak zblazowany gwiazdor. Rozstał się z Sub Pop, podpisał umowę na wydanie nowej płyty z... własną wytwórnią. Wyrzucił z zespołu keyboardzistę Martina Crandalla i perkusistę Jesse Sandovala. Temu wydarzeniu oraz rozstaniu z żoną poświęcona jest piosenka „The Simple Song".

A jednak dla mnie „Port of Morrow" to najlepszy album The Shins. Grupa wyszła z folkowego getta, rezygnując z manierycznego grania w stylu Woodstock. Delikatna, gitarowa i przebojowa muzyka płynie nieograniczonym strumieniem. Mercer jest mistrzem w wymyślaniu melodii i opisywaniu ułamków chwili, które składają się na nasze przemijanie. Jest w jego muzyce odrobina chłodu zimnej fali z charakterystycznymi basami, w sam raz elektroniki, a nawet rytmy latino. Chwilami lider śpiewa melancholijnie jak Morrisey, a czasami jak Paul Simon. Zanim umrze, czeka go świetlana przyszłość.

The Shins od dawna są uważani za specjalistów od spraw ostatecznych. Lider James Mercer pozwala oswoić się ze śmiercią, a i pomóc odprawić w zaświaty tych, którzy nie dali sobie rady z życiem.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem