Za koncerty, których miało nie być, trzeba zawsze zapłacić najwięcej – tylko takim paradoksem najłatwiej wytłumaczyć niebotyczne honoraria dla zaledwie czterech muzyków.
Przez długie miesiące byliśmy przecież świadkami znanego już od lat thrillera: jak zwykle miało dojść do rozpadu zespołu wywołanego konfliktem Jagger–Richards. Boski sir Mick zarzekał się, że już nigdy nie zagra z brzydalem Keithem. Gitarzysta obraził kolegę krytycznymi uwagami dotyczącymi jego męskości, egoizmu i przegranego pojedynku na pięści z Charliem Wattsem zawartymi w autobiografii „Life".
Jagger wściekł się, zerwał kontakty z kolegami i stworzył złożoną z gwiazd grupę SuperHeavy. Skończyło się jak zawsze: kariera poza Stonesami nie powiodła się, a skłóceni muzycy zawarli zgodę w obliczu możliwości wspólnego występu. Za jedyne 6,5 mln dolarów za wieczór!
Trudne początki
Kwota to gigantyczna, biorąc pod uwagę, że gdy Stonesi zaczynali w 1962 roku, wegetowali razem w nieogrzewanym mieszkaniu, żywiąc się piwem i papierosowym dymem.
Portfele Stonesów podreperowali The Beatles, przebijając się na szczyty list przebojów i torując drogę rock and rollowi. Zespół Lennona i McCartneya już w 1960 r. na saksach w Hamburgu wytargował równowartość 3 funtów dla każdego muzyka, jednak za mordercze, trwające od wieczora niemal do rana występy.