– Igrzyska chciałem pokazać z perspektywy pracowników, wolontariuszy i mediów. Postanowiłem, że utrwalę ślady pozostawione przez to wydarzenie w mieście. Nie da się opowiedzieć historii na ośmiu zdjęciach, dlatego starałem się znaleźć sposób, żeby przekazać coś oryginalnego, chciałem wykorzystać fakt, że byłem w środku i widziałem więcej. Większość robionych w czasie imprez sportowych zdjęć jest do siebie podobna, szczególnie w czasach, gdy każdy może zrobić ich serię cyfrowym aparatem – tłumaczy fotograf.
Piotr Piwowarski zatrzymał w kadrze symbole igrzysk. Nie ma w jego reportażu sportowców w akcji. Czarno-białe fotografie pokazują miasto i zaplecze wielkich zawodów. Na jednej z nich widzimy kibica z narzuconą na plecy olimpijską chustą, idzie chyba w stronę stadionu, jest bezpieczny. Ktoś czuwa, z boku charakterystyczny, dzięki nakryciu głowy, cień angielskiego policjanta.
Choć laureat zrezygnował w swoim fotoreportażu z feerii stadionowych barw na rzecz czerni i bieli, jego prace są niezwykle plastyczne, niczym obrazy. Szczególnie ta, na której na pierwszym planie jest postać kobiety, wygląda jakby biegła, a w tle sylwetki pracowników obsługi. Inne zdjęcie jest bardziej statyczne: drzwi, z małym okrągłym oknem, za którym widzimy twarz reportera. Dominuje spokój. – Chciałem pokazać, że to, co widzimy w telewizji,
jest tylko wycinkiem rzeczywistości. Ten cały gwar, ruch, rozmach, euforię, którą oglądają ludzie na całym świecie, przekazują dziennikarze zamknięci w małym studiu – wyjaśnia fotoreporter.
Oglądając jedną z fotografii, ulegamy iluzji. Przy pierwszym spojrzeniu wydaje się, że przedstawia mężczyznę patrzącego na uczestniczącą w zawodach wioślarkę.