Kino pyta polityków o sumienie

Costa-Gavras o „Żądzy bankiera”, która otworzy festiwal Off Plus Camera. Film w kinach 6 czerwca.

Publikacja: 23.03.2013 08:02

Kino pyta polityków o sumienie

Foto: ROL

Kilka lat temu w „Ostrych cięciach" opowiedział pan historię człowieka, który został zwolniony z pracy i próbuje zlikwidować swoją konkurencję, kandydatów do posady. Teraz zmienił pan perspektywę – w „Żądzy bankiera" sportretował pan faceta ze szczytu finansjery.

Costa Gavras:

W zachodnich społeczeństwach człowiek nagle wyrzucony z roboty traci pewność jutra, pozycję, a często szacunek dla samego siebie. To temat bardzo bolesny i aktualny. Ale tym razem rzeczywiście przyglądam się elicie. Wpadła mi w ręce książka „Totalny kapitalizm". Jean Peyrelevade opisywał tam świat, który zawsze obserwowałem, ale którego mechanizmów nie potrafiłem do końca pojąć. Potem trafiłem na powieść Stéphane'a Osmonta „Le Capital". Znalazłem w niej może trochę przerysowany, ale przenikliwy portret wielkiej finansjery. To było wyzwanie, zwłaszcza w czasach kryzysu. Po 2008 roku tysiące ludzi straciło domy i oszczędności życia, tysiące zostało oszukanych przez banki. Krach finansowy odbił się na życiu zwyczajnych obywateli, a mało kto rozumie, co się w istocie stało, za jakie machlojki i spekulacje zapłaciliśmy wszyscy tak wysoką cenę. Tymczasem już dwa wieki temu prezydent Jefferson napisał, że instytucje finansowe są dla wolności większym zagrożeniem niż armie.

Zrobił pan film o bankowych spekulacjach, ale również o poczuciu bezkarności i chciwości tych, którzy wpływają na losy świata.

Bo właśnie poparta wielkimi pieniędzmi bezgraniczna pewność siebie wydaje mi się najbardziej niebezpieczna. Gra o wysokie stawki sprawia, że ludzie zapominają o przyzwoitości i sumieniu.

Od początku swojej kariery śledzi pan meandry władzy. A podobno pana matka powtarzała, żeby trzymał się pan z daleka od polityki.

Bała się o mnie, bo wiele wycierpiała. Ojciec po wojnie siedział w więzieniu. W tamtym czasie w Grecji każdy człowiek o lewicowych poglądach uchodził za groźnego opozycjonistę. A nasza rodzina za to zapłaciła. Byliśmy biedni, ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Jako młody chłopak imałem się różnych zajęć, żeby matce pomóc. A represje względem ojca mnie też dotknęły. Jako syn lewicowca nie zostałem wpuszczony do USA, gdzie na jednej z uczelni dostałem stypendium. Nie zostałem też przyjęty na grecki uniwersytet. To zadecydowało o moim dalszym życiu. Gdybym mógł studiować w Atenach, pewnie nie pojechałbym do Francji.

Jednak nie posłuchał pan matki. Nie został pan lekarzem albo konstruktorem mostów.

Każdy z nas jest stworzeniem politycznym. Bo czym jest polityka? Tylko rządzeniem? Dla mnie polityką jest codzienne życie. To, w co wierzymy, jak traktujemy innych ludzi, czy szanujemy ich wolność i godność. Moja matka była bardzo religijna, mówiła mi: „Kochaj innych tak jak siebie i swoich najbliższych". Nie mogę obcych kochać jak własne dzieci, ale mogę ich szanować. Kiedy ludzie przestają mieć dla siebie respekt, zaczyna się tragedia. Ja przeżyłem wojnę domową, widziałem, jak brat występował przeciwko bratu. A we Francji zrozumiałem, jak wielką wartością jest codzienna demokracja.

Nigdy nie żałował pan swojej decyzji pozostania we Francji na zawsze?

Wahałem się tylko w pierwszej chwili. Kiedy w 1954 roku wysiadłem z pociągu na paryskim Gare de Lyon, pomyślałem: „Wrócić do Grecji. Jak najprędzej". Okolice dworca były koszmarnie brzydkie, pogoda okropna, a ja na dodatek nie mówiłem po francusku i nie mogłem się z nikim porozumieć.

A jednak to Francja stała się pana domem.

Paryż mnie uwiódł wolnością. Studiowałem prawo, ale od dziecka chciałem zostać pisarzem. I nagle znalazłem się w świecie, jakiego nigdy przedtem nie doświadczyłem. W Paryżu kwitło życie intelektualne. Czytaliśmy, zawzięcie dyskutowaliśmy i oglądaliśmy filmy. Tuż obok Sorbony mieściła się Filmoteka. W kłębach dymu przesiadywaliśmy tam całymi dniami. Pochłaniałem wszystko. W Grecji szalała cenzura i na ekranach były głównie trzeciorzędne filmy amerykańskie. W Paryżu odkryłem Włochów, Czechów, Polaków. I inne niż w Grecji kino amerykańskie. Pamiętam, jakie wrażenie zrobiło na mnie „Złoto" Erica von Stroheima. Zrozumiałem, że kino to sztuka.

To dlatego zdawał pan do szkoły filmowej?

Tak. I to był niesamowity czas. Francuska Nowa Fala rzucała wyzwanie światu.

Pracował pan z René Clairem, Jakiem Demym, Agnes Vardą.

René wyszedł z kina niemego. Wszyscy traktowali go jak guru, ale on tak naprawdę niewiele miał wspólnego z Nową Falą. Spotkania z Demym, a przede wszystkim z Vardą bardzo sobie cenię. Ale najbliżej chyba zaprzyjaźniłem się wtedy z Simone Signoret i Yves'em Montandem, którzy zresztą grali w moich pierwszych filmach.

Od początku zasłużył pan sobie na etykietkę reżysera kina politycznego. Nakręcone w 1969 roku „Z" było historią śledztwa dotyczącego śmierci lewicowego posła, który wystąpił w sprawie rozbrojenia nuklearnego.

To był czas, kiedy w Grecji do władzy doszła junta czarnych pułkowników. W „Z" protestowałem przeciwko zabijaniu demokracji. I – zważywszy, że w moim rodzinnym kraju film dostał zakaz wyświetlania – chyba mi się udało. Żyję we Francji, tam mam dom, moje wnuki są obywatelami Francji, ale nigdy nie zapomniałem, skąd pochodzę. Pod koniec lat 60. przeżyłem szok. Akcja „Z" nie toczy się w Grecji, bo nie dostałbym zezwolenia na nakręcenie takiego filmu. To jest zresztą uniwersalna opowieść. Postacie nie mają nawet imion, nazywają się Generał, Pułkownik, Poseł, Prawnik. Ale moim rodakom dałem znaki, że chodzi o Grecję, i oni te znaki odczytali znakomicie. Widzowie w innych krajach też dobrze „Z" przyjęli. Proszę pamiętać, że wszedł on na ekrany kilka lat po zabójstwie JFK i rok po śmierci Roberta Kennedy'ego.

Za „Z" dostał pan Oscara, ale w Stanach nie poszedł pan od razu za ciosem.

Dostałem propozycję podpisania kontraktu na kilka filmów, ale dzielnie się jej oparłem. Skusił mnie dopiero projekt „Zaginionego", kilkanaście lat później. Miałem trochę kłopotów, bo producenci próbowali mnie kontrolować. Dzisiaj taki obraz jak „Zaginiony" miałby dużo więcej problemów, jeśli w ogóle mógłby powstać w wielkim studiu.

Miał pan też w swojej twórczości polski epizod. Ale ekranizacja „Małej Apokalipsy" Tadeusza Konwickiego bardzo odbiegała od oryginału.

„Mała Apokalipsa" zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale wiedziałem, że nigdy nie uda mi się opowiedzieć o Polsce. Nie znałem tego kraju, nie potrafiłbym odtworzyć na ekranie klimatu tamtego czasu. Tadeusz Konwicki zgodził się jednak na bardzo luźną adaptację, pozwolił mi zinterpretować swoją książkę po mojemu. On opisywał świat w stanie rozpadu, a system francuski, choć krytykowany przez intelektualistów, jednak się rozwijał. Dlatego wziąłem z „Małej Apokalipsy" to, co było dla mnie najbardziej istotne: koncepcję samobójstwa wykorzystywanego przez ideologię. Nawiązując do atmosfery i gorzkiego humoru książki Konwickiego, chciałem opowiedzieć o tyranii mediów, pokazując jednocześnie ludzką tragedię. Człowieka, który przestał wierzyć w cokolwiek. Stan, emigrant z Polski, minimalizował swoje potrzeby, bo nie miał już żadnej nadziei. Mogło się z nim identyfikować bardzo wielu widzów.

Stale wierzy pan w siłę kina?

Nie wierzę, że kino rozwiąże problemy świata. Od tego są politycy, ekonomiści. Ale może zadawać pytania. I to jest jego siła.

Oscarowy reżyser i scenarzysta

Costa-Gavras (Konstantinos Gawras) urodził się 13 lutego 1933 roku w Loutra Iraias. Po wojnie jego rodzina przeniosła się do Aten. W 1954 r. Costa-Gavras wyemigrował do Francji. Jest twórcą wielu głośnych filmów, m.in. „Z", „Stan oblężenia", „Zaginiony", „Zdradzeni", „Pozytywka", „Mała Apokalipsa", „Miejski obłęd", „Amen", „Ostre cięcia". Za „Z" miał w 1969 r. nominację do Oscara za scenariusz i reżyserię, film dostał statuetki dla najlepszej produkcji nieangielskojęzycznej i za montaż. W 1982 r. Gavras otrzymał Oscara za scenariusz „Zaginionego".

—bh

Kilka lat temu w „Ostrych cięciach" opowiedział pan historię człowieka, który został zwolniony z pracy i próbuje zlikwidować swoją konkurencję, kandydatów do posady. Teraz zmienił pan perspektywę – w „Żądzy bankiera" sportretował pan faceta ze szczytu finansjery.

Costa Gavras:

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla