Nie jest to zresztą tylko polski przypadek. „Skrzypek na dachu" podbił cały świat. Już kilka lat po prapremierze, która odbyła się na nowojorskim Broadwayu w 1964 roku, musical był jednocześnie grany w ponad 30 krajach i w 16 językach. Jego ogromną popularność ugruntował znakomity film Normana Jewisona, z 1971 roku, który zdobył cztery Oscary oraz pięć dalszych nominacji.
Kolejnego „Skrzypka na dachu" będzie można obejrzeć w piątek, sobotę i w niedzielę w nietypowej, plenerowej scenerii – na dziedzińcu Zamku Topacz.
Wyspa na jeziorze
Zabytkowy obiekt we wsi Ślęza, oddalonej 3 km od Wrocławia, składa się z XIV-wiecznej wieży oraz neorenesansowej rezydencji z XIX stulecia z zabudowaniami gospodarczymi, m.in. spichlerzem i powozownią. W PRL popadał w ruinę, od kilku lat ma prywatnych właścicieli, którzy urządzili tu ośrodek hotelowo-rekreacyjny z licznymi atrakcjami, m.in. jest tu muzeum motoryzacji. Cały teren liczy prawie 40 ha.
– Kiedy po raz pierwszy tu przyjechałam, od razu pomyślałam o urządzeniu plenerowego spektaklu – opowiada „Rz" Ewa Michnik, dyrektor Opery Wrocławskiej. – Najbardziej spodobała mi się wyspa na jeziorze, na której można zbudować scenę, a na brzegu spektakl jednorazowo oglądałoby nawet 10 tysięcy widzów. W tym miejscu mogłabym urzeczywistnić marzenie, które mam od lat, i powstałby pierwszy w Polsce letni festiwal operowy na wodzie. Takie przedsięwzięcie wymaga jednak znacznie dłuższych przygotowań. Na początek postanowiliśmy przygotować coś skromniejszego i zaprezentujemy „Skrzypka na dachu".
Podejrzany temat
Dziś mało kto już pamięta, że przez lata „Skrzypek na dachu" był w Polsce niepożądany. „Temat żydowski stanowił u nas po 1968 roku swoiste tabu. Jakże aktualnie zabrzmiałyby końcowe sceny musicalu, kiedy wygnani Żydzi opuszczają swoją wieś Anatewkę" – wspominał Antoni Marianowicz, który tłumaczenia tekstu dokonał dla siebie, bez żadnego zamówienia, tak zauroczył go „Skrzypek na dachu". Tekst wyjął z szuflady dopiero kilkanaście lat później, gdy na początku lat 80. o prawo do polskiej premiery zaczął zabiegać Teatr Muzyczny w Łodzi. „Władze poparły ten pomysł. Myślę, że decydującą rolę odegrało tu nie tyle umiłowanie sztuki, ile chęć poprawienia swego image'u w oczach świata po stanie wojennym" – uważał Antoni Marianowicz.