Miałem szczęście kupić bilet i dostać się na koncert Shakti w Sali Kongresowej w marcu 1977 r. co nie było łatwe. Pamięta pan ten występ?
John McLaughlin: Oczywiście, bo nie było łatwo do was przyjechać, to był trudny czas izolacji dla Polski i krajów Bloku Wschodniego. Teraz czasy nie są mniej dziwne, wcale mi się nie podobają, ale nie można z tym nic zrobić.
Co pan ma na myśli?
Na przykład Amerykę szpiegującą każdego z nas i wojnę, którą wywołali 20 lat temu na Bliskim Wschodzie i nadal jej nie zakończyli. Działania USA są dla mnie osobistą porażką. Dorastałem marząc o wyjeździe do Ameryki, to jest ojczyzna jazzu. Chciałem tam pojechać, by poznać jazzmanów, których uwielbiałem: Milesa Davisa, Johna Coltrane'a i innych. Miałem szczęście znaleźć się w Nowym Jorku pod koniec lat 60. To był wspaniały czas, spotkałem wielkich muzyków, miałem szansę zagrać z Milesem. Ale to, co robi USA jako państwo, przygnębia mnie, ich polityka to katastrofa dla świata. Dlatego cenię takich ludzi jak Edward Snowden, moim zdaniem jest bohaterem.
Czy fakt, że tak łatwo przeczytać cudze maile, podsłuchać rozmowę nie jest skutkiem rewolucji technologicznej?