Przedwojenna, elegancka rewia z sowieckim gułagiem w tle

Sosnowiecki spektakl „Eugeniusz Bodo. Czy mnie ktoś woła?” to opowieść o tragicznym życiu słynnego amanta okresu międzywojnia - pisze Danuta Lubina-Cipińska.

Aktualizacja: 10.01.2014 09:11 Publikacja: 10.01.2014 08:27

„Eugeniusz Bodo. Czy mnie ktoś woła?”; fot. Maciej Stobierski

„Eugeniusz Bodo. Czy mnie ktoś woła?”; fot. Maciej Stobierski

Foto: Teatr Zagłębia w Sosnowcu

Red

Eugeniusz Bodo: aktor, reżyser, piosenkarz, scenarzysta, reżyser i producent, w którym kochały się wszystkie Polki, z ojca był Szwajcarem, z matki – Polakiem. Jego dokonania artystyczne były znane i po ?II wojnie, ale okoliczności śmierci zostały zafałszowane. Oficjalna wersja głosiła, że zginął z rąk Niemców. Prawda była inna, została ujawniona znacznie później – w latach 90.

Zobacz galerię zdjęć

Szwajcarski paszport Bodo przyczynił się do jego śmierci. Gdy Niemcy wkroczyli do Polski, przez Białystok i Równe dostał się do Lwowa. W 1941 r. aresztowało go tam NKWD. Oskarżony o szpiegostwo trafił do łagru w okolicach Kotłasu, gdzie zmarł, choć Sąd Najwyższy ZSRR kilka miesięcy wcześniej wydał decyzję o jego zwolnieniu – ta jednak nie została mu przekazana.

Na podstawie pracy magisterskiej Magdaleny Żakowskiej i książki Ryszarda Wolańskiego, a także archiwum Zbigniewa Rymarza Rafał Sisicki przygotował scenariusz i wyreżyserował spektakl w sosnowieckim Teatrze Zagłębia.

Scena podzielona jest na dwa plany. W jej głębi odbywają się przesłuchania Bodo. W kreacji Grzegorza Kwasa widzimy, jak wielki aktor, z początku przekonany, iż aresztowanie jest pomyłką, z czasem traci nadzieję. A gdy ta całkowicie zamiera, on chce jak najszybciej umrzeć.

Etapy życia artysty odgrywane są na pierwszym planie. W aktora i ulubieńca Warszawy wciela się Piotr Bułka. Warto zwrócić uwagę na tę rolę, bo ten aktor ma charme i talent jak Bodo. Świetnie śpiewa, tańczy, a jego uśmiech jest kopią zniewalającego uśmiechu „zimnego drania" z piosenki, która trafnie Bodo portretowała.

Sceny, w których pojawia się młody Bodo, są utrzymane w tonacji czarno-białej, jak taśma starego filmu. Niekiedy grane są w spowolnionym rytmie, ale mają też rewiowy rozmach – ze schodami, iluminacją i srebrnym konfetti. Wypełniają je piosenki, z których słynął Bodo i które go portretowały – jako amanta, ale też człowieka autoironicznego i dobrego przyjaciela, na którego można zawsze liczyć.

Choreografia Jakuba Lewandowskiego ma przedwojenną elegancję, żywiołowość i humor. I mimo schematyzmu w przeplataniu się obu planów powstał spektakl, który ma rozmach musicalowy, ale też niesie refleksję nad losem, który ze szczytu sławy strąca na sam dół, nad miażdżącą siłą totalitaryzmu i triumfem prawdy, przemawiającej po latach ze zdwojoną siłą.

Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla