W tym najważniejszym teatrze operowym świata polski tenor występuje obecnie w partii Księcia w „Rusałce" Antonina Dvořaka. Jest to jedna z jego popisowych ról, ale jednak nie dla Piotra Beczały Metropolitan Opera wstawiła do repertuaru ten utwór czeskiego kompozytora. Magnesem dla publiczności miał być występ Renée Fleming.
To największa od lat amerykańska gwiazda, rzecz by można dobro narodowe w dziedzinie opery. Popularność Renée Fleming daleko przekroczyła granice sztuki, którą uprawia. To jej na przykład powierzono zadanie odśpiewania hymnu narodowego podczas niedawnego finału futbolowego Super Bowl.
Renée Fleming ma nie tylko głos kryształowo czysty, subtelny o niezwykłej urodzie brzmienia. Jest przy tym piękną kobietą, więc jednym słowem idealnie nadaje się do tego, by wcielić się w bohaterkę opery Dvořaka. To subtelna nimfa wodna, która zakochała się w księciu i nie zważa na to, że ta miłość może przynieść jej cierpienie.
W 1988 roku najsłynniejszą arię z „Rusałki" Renée Fleming zaśpiewała na scenie Metropolitan jako młoda wówczas laureatka najważniejszego w USA konkursu wokalnego. Potem w operze Dvořaka odnosiła sukcesy na scenach świata. Teraz najsłynniejsza Rusałka ostatniego ćwierćwiecza powróciła do nowojorskiego teatru, a amerykańscy krytycy robią porównania z jej występem sprzed lat.
Nie są one jednoznacznie entuzjastyczne. Wszyscy doceniają nieprzemijającą urodę głosu Renée Fleming, „czystą, kremową frazę" (tak pisze „New York Times"), ale razi ich brak wyrazistości interpretacyjnej, jakby artystka skupiała się przede wszystkim na samej technice śpiewu. James Jorden z „The New York Observer" użył nawet określenia, że jest to „botoksowa" Rusałka, co trudno uznać za komplement.