Reklama

Antoni Wit zaprasza za 30 lat

Kiedy orkiestra Filharmonii Narodowej zagrała mu w piątek, czyli w dzień 70. urodzin „Sto lat”, Antoni Wit powiedział do publiczności: – Przyjmuję to jako zobowiązanie i mam nadzieję, że spotkamy się na koncercie podczas moich setnych urodzin - pisze Jacek Marczyński.

Aktualizacja: 08.02.2014 10:12 Publikacja: 08.02.2014 09:48

Antoni Wit; fot. J.Multarzyński

Antoni Wit; fot. J.Multarzyński

Foto: Filharmonia Narodowa

Dyrygenci żyją na ogół długo, więc siedemdziesiątka to wiek, w którym osiągają dopiero dojrzałość. Antoni Wit ma jednak czym się pochwalić: najdłuższym stażem dyrektorskim w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia, dwunastoma sezonami w Filharmonii Narodowej, siedmioma nominacjami do Grammy, z których ostatnia, w 2013 roku została uwieńczona statuetką czy wieloma innymi nagrodami za nagrania płytowe.

Przypominamy rozmowę z Antonim Witem

Swój podwójny jubileusz, bo oprócz 70. urodzin obchodzi też 50-lecie pracy artystycznej, postanowił uczcić z zespołami Filharmonii Narodowej. Formalnie jako dyrektor rozstał się z nimi z końcem ubiegłego sezonu, ale nie wyobraża sobie, by ten dzień mógłby spędzić gdzie indziej. – Orkiestrą Filharmonii Narodowej po raz pierwszy dyrygowałem 47 lat temu – wspomina – i od tego czasu zajmuje ważną rolę w moim życiu. Wprawdzie ich rozstanie po dwunastu latach odbywało się w atmosferze pewnego obopólnego zmęczenia, ale kilka miesięcy przerwy dobrze zrobiło obu stronom. Ponowne spotkanie miało dawną energię, co korzystnie wpłynęło na jubileuszowy koncert.

Antoni Wit wybrał utwory, który dobrze określają jego artystyczny smak. Zaczął od stosunkowo mało znanej pieśni na chór i orkiestrę – „Schicksalslied" Johannesa Brahmsa, by potwierdzić zainteresowanie romantyzmem i utworami wokalno-instrumentalnymi. Orkiestra w tym dziele jest raczej na drugim planie, chór Filharmonii Narodowej pokazał natomiast klasę.

Potem przyszła kolej na „Stabat Mater" Karola Szymanowskiego. To jeden z ulubionych kompozytorów Antoniego Wita. On sam zrobił ogromnie wiele dla promocji muzyki polskiej w świecie, by wspomnieć choćby płyty nagrane dla koncernu NAXOS z utworami Szymanowskiego, Karłowicza, Lutosławskiego czy Pendereckiego. „Stabat Mater" prezentował wielokrotnie na koncertach i dla bywalców Filharmonii Narodowej było to raczej przypomnienie innych interpretacji. Szkoda tylko, że soliści – Iwona Hossa, Ewa Marciniec i Jarosław Bręk – oprócz solidności wokalnej nie wnieśli owej mistycznej aury, która sprawia, że „Stabat Mater" staje się utworem wyjątkowym.

Reklama
Reklama

Na finał była zaś „Symfonia alpejska" Richarda Straussa. Kiedy w 2006 roku Antoni Wit nagrał ją ze Staatskapelle Weimar, krytyk „BBC Magazine" umieścił ją w „lidze Karajana". Niewtajemniczonym należy wyjaśnić, że to określenie plasuje ją wśród wykonań z najwyższym znakiem jakości.

Prezentując teraz ten wielki utwór, będący opisem wędrówki po Alpach, Antoni Wit — jak zawsze – maksymalnie zdyscyplinował muzyków. Potrafił też, co jest jego dyrygenckim znakiem firmowym, precyzyjnie wyeksponować istotne momenty narracyjne oraz rozmaite detale. Mniej natomiast dbał, co także jest dla niego charakterystyczne, o urodę brzmienia. Nie zmienia to faktu, że była to interpretacja przykuwająca uwagę.

Jestem wdzięczny nowej dyrekcji Filharmonii Narodowej, że nie skreśliła tego koncertu z planu – powiedział też w piątek Antoni Wit. – Była w tym stwierdzeniu pewna kokieteria, bo już niedługo poprowadzi tu „Galę Beethovena"ł. Podczas dwóch wieczorów zostaną wykonane wszystkie koncerty fortepianowe tego kompozytora.

Jacek Marczyńsiki

Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Kultura
Festiwal Warszawa Singera, czyli dlaczego Hollywood nie jest dzielnicą stolicy
Kultura
Tajemniczy Pietras oszukał nowojorską Metropolitan na 15 mln dolarów
Kultura
1 procent od smartfona dla twórców, wykonawców i producentów
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama