Wybitny amerykański gitarzysta Bill Frisell przedstawił w piątek w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego utwory z albumu „Beautiful Dreamers". Tak jak na płycie, w Warszawie towarzyszyli mu: altowiolista Eivind Kang i perkusista Rudy Royston. Altówka i gitara brzmiały chwilami jak jeden instrument, a perkusja momentami „znikała" i tylko pobrzękujące czynele subtelnie podkreślały rytm.
Koncert rozpoczął się od trzech, połączonych ze sobą nastrojowych tematów. Frisell wydawał się w nich malarzem, który przygotowuje czysty, zagruntowany blejtram na swoje impresjonistyczne dzieło. Kładł obok siebie duże, jednobarwne plamy dźwiękowe niczym podkład, a nieśmiałe linie melodyczne urozmaicały tę monotonną czynność. Słuchacze mieli czas, by oswoić się z muzyką tria i dać się wciągnąć w powolny proces tworzenia dzieła.
Z minuty na minutę w muzyce pojawiały się coraz silniejsze impulsy pobudzające wyobraźnię. Tak jakby Frisell używał coraz mocniejszych barw z upodobaniem je mieszając by uzyskać takie, jakich jeszcze nie widzieliśmy oczami wyobraźni, słowem - jeszcze nie słyszeliśmy.
U jego stóp leżały trzy elektroniczne przystawki pomagające modyfikować brzmienie jego gitary. Eivind Kang frazował na swej altówce raz w jazzowym, raz w klasycznym stylu, a instrument kojarzył się momentami z ludzkim głosem naśladując brzmienie chińskiego erhu.
Kolejne kompozycje Frisella zyskiwały na dynamice i różnorodności. Lider tria wiedział, że słuchacze potrzebują coraz silniejszych bodźców, by skupić się na muzyce. Ten spektakl malowania dźwiękami trwał ponad godzinę, a muzycy dwukrotnie zostali poproszeni o ponowne wyjście na scenę. Na bis wykonali m.in. połączone standardy Gershwina: „I Loves You Porgy" i „There's A Boat".