Impresje dźwiękami malowane

Trio Billa Frisella oczarowało warszawską publiczność bogactwem harmonii, melodyjnością i magicznym brzmieniem - pisze Marek Dusza.

Aktualizacja: 05.04.2014 21:31 Publikacja: 05.04.2014 15:21

Bill Frisell

Bill Frisell

Foto: Archiwum autora, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

Wybitny amerykański gitarzysta Bill Frisell przedstawił w piątek w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego utwory z albumu „Beautiful Dreamers". Tak jak na płycie, w Warszawie towarzyszyli mu: altowiolista Eivind Kang i perkusista Rudy Royston. Altówka i gitara brzmiały chwilami jak jeden instrument, a perkusja momentami „znikała" i tylko pobrzękujące czynele subtelnie podkreślały rytm.

Koncert rozpoczął się od trzech, połączonych ze sobą nastrojowych tematów. Frisell wydawał się w nich malarzem, który przygotowuje czysty, zagruntowany blejtram na swoje impresjonistyczne dzieło. Kładł obok siebie duże, jednobarwne plamy dźwiękowe niczym podkład, a nieśmiałe linie melodyczne urozmaicały tę monotonną czynność. Słuchacze mieli czas, by oswoić się z muzyką tria i dać się wciągnąć w powolny proces tworzenia dzieła.

Z minuty na minutę w muzyce pojawiały się coraz silniejsze impulsy pobudzające wyobraźnię. Tak jakby Frisell używał coraz mocniejszych barw z upodobaniem je mieszając by uzyskać takie, jakich jeszcze nie widzieliśmy oczami wyobraźni, słowem - jeszcze nie słyszeliśmy.

U jego stóp leżały trzy elektroniczne przystawki pomagające modyfikować brzmienie jego gitary. Eivind Kang frazował na swej altówce raz w jazzowym, raz w klasycznym stylu, a instrument kojarzył się momentami z ludzkim głosem naśladując brzmienie chińskiego erhu.

Kolejne kompozycje Frisella zyskiwały na dynamice i różnorodności. Lider tria wiedział, że słuchacze potrzebują coraz silniejszych bodźców, by skupić się na muzyce. Ten spektakl malowania dźwiękami trwał ponad godzinę, a muzycy dwukrotnie zostali poproszeni o ponowne wyjście na scenę. Na bis wykonali m.in. połączone standardy Gershwina: „I Loves You Porgy" i „There's A Boat".

Album i program koncertu nie bez powodu nazwany został „Beautiful Dreamers". Bill Frisell i muzycy jego tria wyrazili swoje marzenia najpiękniej jak można, a dzięki niezwykłej sugestywności, ich wizje stały naszymi. Żaden ze współczesnych gitarzystów nie dysponuje tak bogatą paletą barw i tak romantycznym usposobieniem.

Marek Dusza

Wybitny amerykański gitarzysta Bill Frisell przedstawił w piątek w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego utwory z albumu „Beautiful Dreamers". Tak jak na płycie, w Warszawie towarzyszyli mu: altowiolista Eivind Kang i perkusista Rudy Royston. Altówka i gitara brzmiały chwilami jak jeden instrument, a perkusja momentami „znikała" i tylko pobrzękujące czynele subtelnie podkreślały rytm.

Koncert rozpoczął się od trzech, połączonych ze sobą nastrojowych tematów. Frisell wydawał się w nich malarzem, który przygotowuje czysty, zagruntowany blejtram na swoje impresjonistyczne dzieło. Kładł obok siebie duże, jednobarwne plamy dźwiękowe niczym podkład, a nieśmiałe linie melodyczne urozmaicały tę monotonną czynność. Słuchacze mieli czas, by oswoić się z muzyką tria i dać się wciągnąć w powolny proces tworzenia dzieła.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"