To największy show świata, jak reklamowane są przedstawienia na festiwalu Masada. Spektakle ogląda tam ponad 10 tysięcy ludzi, „Traviata" będzie pokazana sześć razy, co daje gigantyczną widownię. Rok temu miałem wystawiać „Turandot" Pucciniego, ale napięta sytuacja polityczna zmusiła organizatorów do odwołania imprezy. Może zrobię ją za dwa lata, bo za rok mam wystawić „Carmina Burana".
„Traviata" na pustyni to pomysł karkołomny...
To prawda, ale jej bohaterka pisze w liście, że Paryż to pustynia, co stanowiło dla mnie punkt wyjścia. Oczywiście muszę się liczyć z rozmaitymi ograniczeniami, Masada to góra o znaczeniu symbolicznym, wręcz świętym, dla mieszkańców Izraela. Uprzedzono mnie, że nie mogę jej przysłonić. Pustynny piasek przysypie natomiast Paryż, wystawać będą fragmenty wieży Eiffla czy Notre Dame, jakby świat uległ katastrofie. Mam nadzieję, że uda się widzom przekazać głębszą myśl, a nie tylko zrobić show z fajerwerkami, choć te będą.
Pan lubi anektować dla teatru rozmaite nietypowe miejsca.
Niedawno na placu w Hawanie zrobiłem „Mandragorę" Karola Szymanowskiego. Postanowiłem wykorzystać fakt, że na Kubie pękają różne zakazy. Operę uznawano tam za sztukę zgniłego Zachodu, teraz zaczyna się powoli odradzać. Chciałbym w Hawanie wystawić „Króla Rogera"; zrobiliśmy przesłuchania dla solistów, śpiewacy teraz uczą się swoich partii, dla nich zorganizujemy warsztaty, powstał też chór. Może za rok dojdzie do premiery.
Skąd to przywiązanie do „Króla Rogera"?