Dziwny to festiwal: z jednej strony święto odradzającego się kina i znakomity program, z drugiej towarzyszy mu strach, bo przecież rośnie liczba zachorowań w Wielkiej Brytanii, Portugalii i kilku innych krajach Europy; szaleje Covid-19 w Brazylii czy Indiach.
Jednak Francuzi nie wyobrażali sobie, by canneńska impreza mogła odbyć się online, jak choćby tegoroczne Berlinale. Podobnie jak nie dopuszczali myśli, by miała zostać odwołana jak w ubiegłym roku. Dlatego dyrektor Pierre Lescure i szef artystyczny festiwalu Thierry Fremaux przenieśli festiwal z maja na lipiec.
Zapewne licząc, że będą postępowały szczepienia i trafią w okienko, pomiędzy kolejnymi falami. „Nie chcieliśmy czekać do 2022 roku – wyjaśniał Fremaux w wywiadach. – Ludzie kina są spragnieni spotkań z publicznością i reklamy, jaką daje Cannes".
I tak świat kina znów spotyka się na Croisette, gdzie mijają się festiwalowicze i turyści, na okolicznych ulicach trudno znaleźć miejsce przy stolikach wystawianych przez knajpki i restauracje, a na wszystko patrzy z plakatów Spike Lee, przewodniczący tegorocznego jury konkursu głównego. Robotnicy uwijają się na pałacowych schodach, wyściełając je słynnym czerwonym dywanem.
Najważniejsza jakość
Patrząc z boku, nie czuje się tutaj postpandemicznej atmosfery. Tylko w jednym z pomieszczeń przy Pałacu zamiast biur, które tam zawsze były, teraz funkcjonuje centrum szczepień. Nieopodal jest punkt, w którym od rana do późnego wieczora można wykonać bezpłatnie test na covid. Nie wszyscy zdecydowali się na przyjazd. Nieoficjalnie można się dowiedzieć, że w tym roku wydano o połowę mniej akredytacji. W centrum festiwalowych przepustek, w którym zawsze na dzień przed otwarciem wiły się kolejki, wszystko można załatwić w kilkanaście minut. Ale wciąż liczba uczestników festiwalu jest ogromna: to około 15 tysięcy profesjonalistów, dziennikarzy i przedstawicieli biznesu filmowego.